sobota, 16 marca 2013

Kto po Tusku?


Dziś nieco o polityce. Od dłuższego czasu w Internecie utrzymuje się pewien trend, otóż internauci nienawidzą Donalda Tuska i rządów PO; można to porównać tylko z nienawiścią jaką darzyli rządy PiSu w latach 2005-2007. O ile za pierwszej kadencji PO jeszcze było tolerowane to już od początku następnej kadencji Tusk podpadł internautom i do dziś nie odbudował swojego dobrego wizerunku. Co najbardziej doskwiera internetowej społeczności? Najważniejszym impulsem była sprawa umowy ACTA, którą chciano podpisać zimą ubiegłego roku, to przeważyło czarę goryczy po wielu innych niepowodzeniach rządu. Natomiast szczególną niechęć i to utrzymującą się permanentnie zaskarbił sobie premier podwyżką podatku VAT. Dlaczego piszę tylko o internautach? Gdyż w tym środowisku najlepiej się orientuję, telewizji nie oglądam, choć domyślam się, że stacje raczej przekonują społeczeństwo, że wszyscy kochają PO i Tuska; prasa zaś jest skrajnie prawicowa albo skrajnie lewicowa lub też powiela wzorce telewizyjne. Jest jedna bezstronna gazeta, którą czytuję, ale nie będę robił jej tu reklamy. Internet natomiast jest soczewką skupiającą nastroje społeczeństwa i jest w swej olbrzymiej masie i różnorodności najbardziej obiektywny. Wróćmy do wątku głównego. Rządy PO są na razie stabilne, w koalicji nie ma tarć i choćby opozycja stawała na głowie nie będzie przyśpieszonych wyborów. Przyjmując jednak, że takowe się odbędą, kto byłby w stanie zastąpić Donalda Tuska? Zaczynamy wyliczankę. Profesor Glinski? Sterowany zza pleców przez Jarosława Kaczyńskiego premier z tabletu posiadający ober-socjalistyczny program? Proszę Państwa bądźmy poważni, tysiąc złotych miesięcznie dla rodziców na dziecko – po pierwsze z czego? Budżet trzeszczy w szwach, podatki już i tak za wysokie, dopłaty unijne kiedyś się skończą, a pan profesor lekką ręką szasta nie swoimi pieniędzmi. No, ale jeśli chcemy mieć drugą Grecją to proszę bardzo. Program Glińskiego to czysty populizm wymyślony zapewne przez geniuszy z PiSu, żeby tylko dorwać się do stołków i ponownie spijać śmietankę. Na szczęście PiS przy swoim 25% poparciu nawet jeśli zwycięży w wyborach nie będzie rządził gdyż nie posiada nawet znikomej zdolności koalicyjnej, ze wszystkimi jest skłócony. Zakładam, że gdyby PiS wygrał wybory będzie się miotał przez kilka miesięcy po czym zrezygnuje z rządzenia tak jak poprzednio, nie daję im nawet dwóch lat. Kolejnym kandydatem jest lewica; nowy twór panów Kwaśniewskiego i Palikota być może obecnie ma 17% poparcia, ale jest to spowodowane wyłącznie urokiem jego nowości, kiedy Janusz Palikot zakładał partię swego imienia ludzie też oszaleli na jego punkcie, a później gdy tylko wszedł do sejmu po kolei zaczął rozczarowywać sobą lewicowy elektorat. Tak samo będzie z Europą Plus, jej poparcie będzie z czasem malało. Elektorat lewicowy w Polsce to najwyżej około 1/3 wyborców i jest to zbyt mała liczba by któraś z pączkujących i wciąż dzielących się partii lewicowych osiągnęła wysoki wynik. To samo dotyczy się SLD, które mocno straciło po powstaniu Ruchu Palikota i powoli odbudowywało poparcie, kiedy ten drugi je tracił, to działa jak system naczyń połączonych. I jeśli Leszek Miller za czasów swoich rządów wprowadził kilka sensownych rozwiązań to obecnie, przy radykalizacji nastrojów w Polsce coraz bardziej wyłazi z niego stary komunista, którym przecież kiedyś był. Jedyną ogólnie lubianą postacią w SLD jest Ryszard Kalisz (nie przeze mnie oczywiście, ja nie cierpię żadnych socjalistów), a jego ostatni konflikt z przewodniczącym z pewnością nie przysporzy temu ostatniemu popularności. Jeśli chodzi o partie rolnicze, czyli obecnie wyłącznie PSL, to jest to partia bez szans na zwycięstwo, za to z dużymi szansami na władzę, chyba jako jedyna partia mogłaby wejść w koalicję z każdym i do tego dobrze nadaje się jako partia samorządowa na obszarach wiejskich. Chociaż, szczerze się przyznam, jej program jest mi całkowicie obcy. Pozostają partię spoza parlamentu. Efemerydy jak Solidarna Polska czy PJN, czyli wyrodne dzieci PiSu również nie mają szans na władzę lub choćby wejście do sejmu. Myślę, że zginą one śmiercią naturalną, pewnie stałoby się to już dawno gdyby nie sztuczne podtrzymywanie je przy życiu przez telewizje, które mają jakiś interes w ciągłym przypominaniu o nich, zapewne chcą osłabić/wzmocnić PiS; niepotrzebne skreślić. O Polskiej Partii Pracy, Państwo pozwolą, pisał nie będę ponieważ się tą partią brzydzę i trochę mnie śmieszy. Jedyną partią w Polsce, która ma porządny program gospodarczy jest Kongres Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego. Ta partia mi osobiście odpowiada, jednakże nie ma ona obecnie szans na władzę. Ostatnie sondaże dają jej około 4% poparcia, lecz myślę, że wzrosłoby ono szybko gdyby nie paskudny zwyczaj ignorowania tej partii przez telewizje głównego nurtu. W najważniejszym kanałach telewizyjnych KNP nie istnieje a jej przewodniczący pokazywany jest tylko w przypadku gdy jego wypowiedzi ostrzej niż zazwyczaj dotkną jakiejś osoby lub grupy. Czy Janusz Korwin-Mikke byłby dobrym premierem? Zapewne tak. Ale czy będzie premierem? Z pewnością nie. No chyba, że ludzie przestaną oglądać telewizję. Łatka oszołoma już na dobre przylgnęła do tego polityka i odbrązowienia go to benedyktyńska praca na długie lata. W dodatku sam zainteresowany w tym nie pomaga używając ostrego języka i posiadając niezmienne, czasem skrajne poglądy, z którymi większość Polaków się nie zgadza (choć nikt nigdy nie powiedział, że większość ma rację). Któż zatem zamiast Tuska? Z pewnością nawet się Państwo nie spodziewają odpowiedzi, dziennikarze przyzwyczaili nas, że stawiają tezę i nie odpowiadają na nią; bo przecież muszą być bezstronni, ale ja nie jestem dziennikarzem tylko historykiem. I z pełną świadomością wyznaczam swojego kandydata na technicznego premiera – prezydenta Centrum im. Adama Smitha profesora Roberta Gwiazdowskiego. Moim zdaniem ten człowiek z pewnością byłby najdoskonalszym władcą Polski od czasów Władysława IV Wazy!