Dziś nieco o polityce. Od dłuższego
czasu w Internecie utrzymuje się pewien trend, otóż internauci
nienawidzą Donalda Tuska i rządów PO; można to porównać tylko z
nienawiścią jaką darzyli rządy PiSu w latach 2005-2007. O ile za
pierwszej kadencji PO jeszcze było tolerowane to już od początku
następnej kadencji Tusk podpadł internautom i do dziś nie
odbudował swojego dobrego wizerunku. Co najbardziej doskwiera
internetowej społeczności? Najważniejszym impulsem była sprawa
umowy ACTA, którą chciano podpisać zimą ubiegłego roku, to
przeważyło czarę goryczy po wielu innych niepowodzeniach rządu.
Natomiast szczególną niechęć i to utrzymującą się permanentnie
zaskarbił sobie premier podwyżką podatku VAT. Dlaczego piszę
tylko o internautach? Gdyż w tym środowisku najlepiej się
orientuję, telewizji nie oglądam, choć domyślam się, że stacje
raczej przekonują społeczeństwo, że wszyscy kochają PO i Tuska;
prasa zaś jest skrajnie prawicowa albo skrajnie lewicowa lub też
powiela wzorce telewizyjne. Jest jedna bezstronna gazeta, którą
czytuję, ale nie będę robił jej tu reklamy. Internet natomiast
jest soczewką skupiającą nastroje społeczeństwa i jest w swej
olbrzymiej masie i różnorodności najbardziej obiektywny. Wróćmy
do wątku głównego. Rządy PO są na razie stabilne, w koalicji nie
ma tarć i choćby opozycja stawała na głowie nie będzie
przyśpieszonych wyborów. Przyjmując jednak, że takowe się
odbędą, kto byłby w stanie zastąpić Donalda Tuska? Zaczynamy
wyliczankę. Profesor Glinski? Sterowany zza pleców przez Jarosława
Kaczyńskiego premier z tabletu posiadający ober-socjalistyczny
program? Proszę Państwa bądźmy poważni, tysiąc złotych
miesięcznie dla rodziców na dziecko – po pierwsze z czego? Budżet
trzeszczy w szwach, podatki już i tak za wysokie, dopłaty unijne
kiedyś się skończą, a pan profesor lekką ręką szasta nie
swoimi pieniędzmi. No, ale jeśli chcemy mieć drugą Grecją to
proszę bardzo. Program Glińskiego to czysty populizm wymyślony
zapewne przez geniuszy z PiSu, żeby tylko dorwać się do stołków
i ponownie spijać śmietankę. Na szczęście PiS przy swoim 25%
poparciu nawet jeśli zwycięży w wyborach nie będzie rządził
gdyż nie posiada nawet znikomej zdolności koalicyjnej, ze
wszystkimi jest skłócony. Zakładam, że gdyby PiS wygrał wybory
będzie się miotał przez kilka miesięcy po czym zrezygnuje z
rządzenia tak jak poprzednio, nie daję im nawet dwóch lat.
Kolejnym kandydatem jest lewica; nowy twór panów Kwaśniewskiego i
Palikota być może obecnie ma 17% poparcia, ale jest to spowodowane
wyłącznie urokiem jego nowości, kiedy Janusz Palikot zakładał
partię swego imienia ludzie też oszaleli na jego punkcie, a później
gdy tylko wszedł do sejmu po kolei zaczął rozczarowywać sobą
lewicowy elektorat. Tak samo będzie z Europą Plus, jej poparcie
będzie z czasem malało. Elektorat lewicowy w Polsce to najwyżej
około 1/3 wyborców i jest to zbyt mała liczba by któraś z
pączkujących i wciąż dzielących się partii lewicowych osiągnęła
wysoki wynik. To samo dotyczy się SLD, które mocno straciło po
powstaniu Ruchu Palikota i powoli odbudowywało poparcie, kiedy ten
drugi je tracił, to działa jak system naczyń połączonych. I
jeśli Leszek Miller za czasów swoich rządów wprowadził kilka
sensownych rozwiązań to obecnie, przy radykalizacji nastrojów w
Polsce coraz bardziej wyłazi z niego stary komunista, którym
przecież kiedyś był. Jedyną ogólnie lubianą postacią w SLD
jest Ryszard Kalisz (nie przeze mnie oczywiście, ja nie cierpię
żadnych socjalistów), a jego ostatni konflikt z przewodniczącym z
pewnością nie przysporzy temu ostatniemu popularności. Jeśli
chodzi o partie rolnicze, czyli obecnie wyłącznie PSL, to jest to
partia bez szans na zwycięstwo, za to z dużymi szansami na władzę,
chyba jako jedyna partia mogłaby wejść w koalicję z każdym i do
tego dobrze nadaje się jako partia samorządowa na obszarach
wiejskich. Chociaż, szczerze się przyznam, jej program jest mi
całkowicie obcy. Pozostają partię spoza parlamentu. Efemerydy jak
Solidarna Polska czy PJN, czyli wyrodne dzieci PiSu również nie
mają szans na władzę lub choćby wejście do sejmu. Myślę, że
zginą one śmiercią naturalną, pewnie stałoby się to już dawno
gdyby nie sztuczne podtrzymywanie je przy życiu przez telewizje,
które mają jakiś interes w ciągłym przypominaniu o nich, zapewne
chcą osłabić/wzmocnić PiS; niepotrzebne skreślić. O Polskiej
Partii Pracy, Państwo pozwolą, pisał nie będę ponieważ się tą
partią brzydzę i trochę mnie śmieszy. Jedyną partią w Polsce,
która ma porządny program gospodarczy jest Kongres Nowej Prawicy
Janusza Korwin-Mikkego. Ta partia mi osobiście odpowiada, jednakże
nie ma ona obecnie szans na władzę. Ostatnie sondaże dają jej
około 4% poparcia, lecz myślę, że wzrosłoby ono szybko gdyby nie
paskudny zwyczaj ignorowania tej partii przez telewizje głównego
nurtu. W najważniejszym kanałach telewizyjnych KNP nie istnieje a
jej przewodniczący pokazywany jest tylko w przypadku gdy jego
wypowiedzi ostrzej niż zazwyczaj dotkną jakiejś osoby lub grupy.
Czy Janusz Korwin-Mikke byłby dobrym premierem? Zapewne tak. Ale czy
będzie premierem? Z pewnością nie. No chyba, że ludzie przestaną
oglądać telewizję. Łatka oszołoma już na dobre przylgnęła do
tego polityka i odbrązowienia go to benedyktyńska praca na długie
lata. W dodatku sam zainteresowany w tym nie pomaga używając
ostrego języka i posiadając niezmienne, czasem skrajne poglądy, z
którymi większość Polaków się nie zgadza (choć nikt nigdy nie
powiedział, że większość ma rację). Któż zatem zamiast Tuska?
Z pewnością nawet się Państwo nie spodziewają odpowiedzi,
dziennikarze przyzwyczaili nas, że stawiają tezę i nie odpowiadają
na nią; bo przecież muszą być bezstronni, ale ja nie jestem
dziennikarzem tylko historykiem. I z pełną świadomością
wyznaczam swojego kandydata na technicznego premiera – prezydenta
Centrum im. Adama Smitha profesora Roberta Gwiazdowskiego. Moim
zdaniem ten człowiek z pewnością byłby najdoskonalszym władcą
Polski od czasów Władysława IV Wazy!