piątek, 12 lipca 2013

Stosunki Polsko-Niemieckie na przestrzeni dziejów. Część II

Odzyskanie przez Polskę niepodległości po I Wojnie Światowej nie mogło się powieść bez, częściowej chociaż, współpracy z którymś z zaborców. Polacy wykazali się tutaj prawdziwym majstersztykiem politycznym, których bardzo niewiele mieliśmy w swojej historii. W początkowej fazie wojny staliśmy bardziej po stronie państw centralnych, by później, gdy ich klęska była już przesądzona, związać się z ententą. I chociaż przysłanie Piłsudskiego przez Niemców niebezpiecznie przypomina „bombardowanie” Rosji Leninem, to nam wyszło to jednak znacznie bardziej in plus, niż naszemu wschodniemu sąsiadowi. Faktem jest, że z powodu wydarcia Niemcom sporej części ich terytorium - tak stosunkowo młodego jak Wielkopolska, jak i całkiem już zrośniętego z niemieckim kręgiem kulturowym jakim była część Górnego Śląska – spowodował, że stosunki Polsko-Niemieckie w dwudziestoleciu międzywojennym nie układały się najlepiej. Niemcy dążyli do odzyskania utraconych terenów, byli sfrustrowani klęską i dobici olbrzymimi kontrybucjami, nic więc dziwnego, że stronili od swych sąsiadów. Konflikt z zachodnim sąsiadem odbił się również negatywnie na Polsce, wojna celna dużo mocniej uderzyła w nasz biedny kraj niż we wciąż bogate Niemcy. Co ciekawe, gwałtowne polepszenie się stosunków dyplomatycznych z Niemcami przyniósł dopiero rok 1933, czyli dojście do władzy Adolfa Hitlera. Z olbrzymią przyjemnością przeczytałem niedawno książkę pana Zychowicza pt. „Pakt Ribbentrop-Beck”, autor dowodzi w niej, że odrzucenie propozycji Hitlera z 1939 roku było błędem politycznym. Według autora, Beck powinien zgodzić się przystąpić do sojuszu z III Rzeszą, by wspólnie wyeliminować Związek Radziecki, a dopiero potem zdradzić nazistów i wspólnie z aliantami ich pokonać (proszę porównać ten plan do przedstawionego wyżej działania w I Wojnie Światowej). Zychowicz przedstawia również szereg dowodów na przyjazne relacje między III Rzeszą a Polską przed rokiem 1939, zwraca uwagę na fakt, uwielbienia jakim Hitler darzył Piłsudskiego, jakby na to nie spojrzeć, obaj panowie byli socjalistami. Wiem, że dla współczesnych Polaków, dla których Adolf Hitler jest synonimem zła, to co właśnie piszę jest zbrodnią i zdradą Polski, jednak takie są fakty historyczne, a z nimi trudno jest dyskutować. Historia żadnego kraju nie jest kryształowa, nawet Polski.
Adolf Hitler na symbolicznym
 pogrzebie Józefa Piłsudskiego
 w Berlinie
II Wojna Światowa to bez wątpienia najczarniejszy epizod historii sąsiedztwa Polski i Niemiec. Zbrodnie, której nasi sąsiedzi dopuścili się na Polakach nie sposób wybaczyć, lub zapomnieć. To właśnie zbrodnie okupacji hitlerowskiej w największym procencie rzutują na współczesne postrzeganie Niemiec przez Polaków. Nawet politycy (najczęściej PiS) wciąż traktują Niemców jako krypto-nazistów czyhających tylko na to, by rzucić się Polsce do gardła i odebrać nam Śląsk, Pomorze i Mazury. Co jest przyczyną takiego myślenie? Odpowiedź jest bardzo prosta; tak jak większości zła na świecie, tak i temu winni są komuniści. Po zakończeniu II Wojny Światowej i przyznaniu Polsce „ziem odzyskanych” propaganda komunistyczna wciąż dążyła do podsycania nastrojów antyniemieckich. Polaków straszono, że gdyby nie bratnia pomoc naszego radzieckiego sojusznika, Niemcy zaraz ponownie zaatakują słabą Polskę i odbiorą jej swoje dawne ziemie. Była to jedna z metod zacieśniania więzów między komunistyczną Polską a ZSRR. Niechęć do Niemców podsycano na każdym kroku, a najlepszym sposobem, by zaszczepić ją w ludziach jest nauka historii. W komunistycznych szkołach uczono dzieci, że Niemcy to nasz największy wróg od zawsze. Na wpół mityczna postać Wandy, która nie chciała Niemca urosła do rangi bohaterki narodowej. Tak samo, epizod z historii średniowiecznej z wygnaniem seniora Władysława nazwanego Wygnańcem. Otóż wedle historii PRL bracia zbuntowali się przeciw rządom Władysława bo był zły, a dlaczego był zły? Bo miał żonę Niemkę! Swoją drogą faktycznie księżna Agnieszka Babenberg pochodziła z Turyngii. Była też kobietą odważną, dowodziła obroną Krakowa przed juniorami po klęsce i ucieczce swego męża. I pomimo tego, co już wielokrotnie pisałem, że w Piastowskim średniowieczu walczyliśmy ze wszystkimi naszymi sąsiadami to właśnie Niemcy mieli być naszym nemesis.
Wychowane w ten sposób pokolenia wciąż myślą tymi kategoriami i potrzeba będzie jeszcze dużo czasu zanim Polacy uświadomią sobie, że bez bogatych Niemców nie będzie bogatej Polski. To właśnie współpraca gospodarcza i handlowa powinna towarzyszyć naszym stosunkom. Strategicznym partnerem Polski nie mogą być Stany Zjednoczone, które są daleko, nie mamy czego im zaoferować, a za śmierć polskich żołnierzy w ich bezsensownych wojnach otrzymujemy jedynie upokorzenia i inwigilację. Politycy powinni częściej spoglądać na Niemcy gdyż jako nasz najbogatszy sąsiad są doskonałym rynkiem zbytu polskich produktów. Szkoda tylko, że obecnie ten kraj powoli chyli się ku upadkowi zalewany przez muzułmanów. Kiedy Polacy wreszcie otrząsną się z postkomunistycznego otępienia będziemy już graniczyli z Kalifatem Saksonii i Emiratem Brandenburgii.

niedziela, 7 lipca 2013

Stosunki Polsko-Niemieckie na przestrzeni dziejów

 Utarł się stereotyp, o tym że Polacy nie cierpią dwóch narodów – Rosjan i Niemców. Na temat Rosjan już pisałem, dziś postaram się obiektywnie spojrzeć na historię stosunków Polsko-Niemieckich.
Pierwsza, najbardziej znana bitwa naszego świeżo powstałego państwa to oczywiście bitwa pod Cedynią w 972 roku. Jest to najlepiej znane zwycięstwo Mieszka I nad wrogiem zewnętrznym, w którym to nasz książę pobił Niemców właśnie. Jednakże w owym okresie Niemcy Niemcom nie byli równi, Cesarstwo już wtedy nie było silnie scentralizowanym państwem, a poszczególni margrabiowie lubili działać na własną rękę. Dlatego też bitwa pod Cedynią nie była częścią wojny Polsko-Niemieckiej, tylko sporu Mieszka z margrabią Hodonem, który zaniepokojony był wzrostem siły i podbojami polańskiego księcia. Historia wczesnego średniowiecza pełna jest przelotnych sojuszy, łupieżczych najazdów, mniejszych i większych wypraw; przywoływanie ich wszystkich nie ma większego sensu, skupię się więc na jednej z ciekawszych wypraw cesarza Henryka V na państwo Bolesława Krzywoustego. Wojnę tą rewelacyjnie opisał Gall Anonim w swojej kronice, a jednym z bardziej interesujących jej momentów jest obrona Głogowa, podczas której cesarz za kilka dni rozejmu nakazał wydanie z grodu zakładników, po czym w trakcie szturmu przywiązał ich do machin oblężniczych. Źródła przedstawiają bohaterską obronę Głogowian i ich poświęcenie z powodu utraty bliskich, którzy zginęli z ich własnych rąk. Rzadziej już mówi się o tym, że wśród Głogowian było wielu zwolenników księcia Zbigniewa, brata Bolesława, który namówił Henryka V do ataku na Polskę. Głogowianie słali poselstwa do Krzywoustego z zapytaniem czy mają bronić się czy ustąpić cesarzowi; odpowiedź księcia, który notabene obozował z armią blisko grodu, była jasna: jeśli ustąpią to on osobiście ich wszystkich powywiesza. Jak widać strach przed własnym księciem był większy niż lęk przed cesarskim rycerstwem i broń psychologiczna w postaci przywiązanych do machin synów. Niektóre źródła podają, że wyprawa Henryka V zakończyła się walną bitwą na Psim Polu pod Wrocławiem, jednak historycy od dawna zapewniają, że bitwy takowej w rzeczywistości nie było.
Przejdźmy teraz nieco dalej w epoce średniowiecznej i przyjrzyjmy się konfliktom Polsko-Krzyżackim. Zakon Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego sprowadzony został na ziemię chełmińską przez księcia mazowieckiego Konrada (niewielu wie, że został on do tego namówiony przez Henryka Brodatego). Krzyżacy szybko uporali się z zagrażającym od dawna Mazowszu pogańskim Prusom i przystąpili do organizacji własnego państwa. Wyrzuceni już z Wenecji i Węgier znaleźli w końcu swoją ziemię obiecaną germanizując wschodnie wybrzeże Bałtyku. Współpraca Polsko-Krzyżacka układała się początkowo pomyślnie, Piastowscy książęta mieli wygodną wymówkę by nie brać udziału w wyprawach do Ziemi Świętej, gdyż krucjatowali sobie na Prusów i Jaćwięgów u boku potężnego, krzyżackiego sojusznika. Prawdziwe problemy rozpoczęły się za panowania Władysława Łokietka. Postać ta dość ciekawa, choć przez wielu jest nieco przeceniana, faktem jest, że Łokietek był niezwykle uparty, żył długo (przeżył wszystkich swoich politycznych oponentów) i miał genialnego syna; ale niestety Pomorze Gdańskie utracił. Ziemie te zagrożone przez najazd Brandenburczyków (Niemcy) Łokietek zlecił obronić swoim lennikom – Krzyżakom (też Niemcy), lennicy z zadania wywiązali się brawurowo, ale Władysław nie miał w jaki sposób im zapłacić za ich walkę. Dlatego też Krzyżacy zajętego przez siebie Pomorza Polsce nie oddali odcinając ją tym samym od Morza. Bitwa z Krzyżakami pod Płowcami również nie była ogromnym zwycięstwem, ot rozbiliśmy straż tylną armii zakonnej, jednak bitwa ta została rozbuchana przez polską propagandę do roli wielkiej wiktorii. Do kolejnej większej konfrontacji miało dojść dopiero za panowania Władysława Jagiełły, sądy i przepychanki dyplomatyczne za Kazimierza Wielkiego pomijam, gdyż byłyby dla czytelnika nudne. Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim i jej zwieńczenie pod Grunwaldem w 1410 roku była niewątpliwie jednym z największych wydarzeń w historii Europy. Polacy i Litwini dokonali czynu niemal niemożliwego; ale jak często bywa z wielkimi zwycięstwami tak i to nie zostało należycie wykorzystane. Nie udało się zdobyć Malborka, nie odzyskaliśmy Pomorza Gdańskiego. Zwycięstwo miało jednak olbrzymie znaczenie propagandowe, złamaliśmy potęgę Zakonu i przekonaliśmy Europę, że pomimo przymierza z pogańską, do niedawna, Litwą Bóg jest po naszej stronie. Dlatego też siły Krzyżaków przestały być wzmacniane przez rycerstwo z Europy Zachodniej i musieli oni zacząć polegać na żołnierzach najemnych, których lojalność była wątpliwa, co wykorzystał Kazimierz Jagiellończyk podczas Wojny Trzynastoletniej odbijając Gdańsk, ale już nie w Pomorzu Gdańskim, lecz w Prusach Królewskich, ot taka zmiana nomenklaturowa po ponad stuletnim panowaniu Krzyżaków. Zadajmy teraz pytanie: czy Krzyżacy dążyli do zniszczenia Polski, pognębienia jej, wymazania z mapy Europy? Oczywiście nie! Krzyżacy dążyli najpierw do przetrwania, później do powiększenia swego terytorium, a w końcu do ustabilizowania swojej potęgi. Posiadając olbrzymi potencjał militarny, sprawną, zakonną organizację i posłusznych zakonników zamiast butnych rycerzy, a także środki finansowe (skarbiec zakonny do pokoju toruńskiego, obok skarbca króla Anglii Henryka VII był jedynym w historii późnośredniowiecznej i nowożytnej Europy, który był zawsze pełen i nieobciążony długami) Krzyżacy mogli zrealizować te cele i byliby imbecylami politycznymi gdyby tego nie zrobili. Królestwo Polskie, jako kraj chrześcijański, z definicji nie mógł być celem ich ataków, gdyż ich misją była walka z poganami; sama Polska dawała im preteksty do ataku nie wywiązując się ze zobowiązań lub zawierając przymierza z pogańską Litwą (mam na myśli czasy Łokietka, nie Jagiełły). Poza wojnami z Polską, Krzyżacy wojowali z wieloma innymi krajami, np. Litwą czy Danią, ich głównym celem nie były biedne Kujawy czy ziemia dobrzyńska, ale panowanie nad Bałtykiem.
Kolejni Jagiellonowie złamali potęgę Krzyżaków i podporządkowali ich sobie już jako świeckie, luterańskie Prusy Książęce. Również niebezpieczne Cesarstwo stało się zlepkiem małych ksiąstewek, spośród których Korona graniczyła jedynie z ubogą, słabą Brandenburgią, która już w średniowieczu zdążyła nieco napsuć nam krwi, ale były to raczej lokalne i mało znaczące epizody, jak na przykład zamordowanie Przemysła II (w sumie nieco przypadkowe). We wczesnej epoce nowożytnej stosunki Polsko-Niemieckie ograniczają się do kontaktów dyplomatycznych z Habsburgami. I tutaj rzecz jest zaskakująca, pomijając wyprawę arcyksięcia Maksymiliana po koroną po rozdwojonej elekcji, nie ma przypadku wojny między Rzeczpospolitą a Cesarzem. Pomimo sporej niechęci polskiej szlachty do Habsburgów, która zawsze wzbraniała się przed elekcją przedstawiciela tego rodu na króla i dostawała białej gorączki podczas małżeństw Zygmunta III z Anną, następnie Konstancją (tutaj doszedł problem pokrewieństwa, gdyż obie królowe były rodzonymi siostrami) oraz Władysława IV z Cecylią Renatą. Sojusz polityczny i wojskowy Rzeczpospolitej i państwa Habsburgów kwitł w najlepsze, cesarz pomógł nam nawet zbrojnie w trakcie Potopu Szwedzkiego, a my powstrzymaliśmy się od zaatakowania go podczas Wojny Trzydziestoletniej choć mieliśmy doskonałe warunki do zajęcia Śląska. Wracając do Potopu Szwedzkiego, to od tego wydarzenia, a raczej od traktatów welawsko-bydgoskich zaczyna się historia naszego przyszłego arcy-wroga, ale o tym później. Należy tylko wspomnieć, że w zamian z odejście Brandenburgii od sojuszu ze Szwedami, który kwitł w najlepsze, czego dowodem może być klęska Jana Kazimierza pod Warszawą, król zrzekł się zwierzchności lennej nad Prusami Książęcymi, co było brzemienne w skutkach. Wracając do przyjaźni Polsko-Habsburskiej; jej apogeum przypadło za panowania Jana III Sobieskiego. Król ten miał niebywałą sposobność zniszczenia Austrii, figurował bowiem jako element planu króla Francji Ludwika XIV, z którym to Rzeczpospolita miał zawrzeć sojusz w celu pokonania Habsburgów. Tu trzeba wspomnieć, że już Władysław IV, Jan Kazimierz i Jan III Sobieski mieli za żony Francuzki, więc widoczne jest tu przeorientowanie polityczne. Sobieski pozostał jednak wierny cesarzowi i ocalił go od nieuchronnej klęski z rąk Turków w 1683 roku, a nawet pomógł mu odbić z ich rąk Węgry nie otrzymując prawie nic w zamian. Kiedy Rzeczpospolita chyliła się ku upadkowi pod rządami Sasów, królów wprawdzie miernych, ale z pewnym potencjałem u naszych boków rośli potężni sąsiedzi. W XVIII wieku nasz kraj nie nadawał się już do rządzenia, samowola oligarchów magnackich i zrywanie sejmów pokonałaby nawet najgenialniejszego przywódcę, a co dopiero fajtłapowatych Augustów. Nieuchronną koleją rzeczy demokracja przeradza się w ochlokrację, a tę może uzdrowić tylko tyrania. Tak też stało się W Polsce. Nic dziwnego, że wśród rozbiorców były aż dwa państwa niemieckie, po prostu (poza Turcją i Rosją) Rzp-lita z innymi nie graniczyła, a co ma zrobić silny i dobrze rządzony kraj, który potrzebuje terenów do ekspansji, kiedy bod bokiem ma kolosa w stanie agonii? Rozbiory były faktycznie tragedią dla Polski, ale zadziałały też jak kubeł zimnej wody dla Polaków. Tylko dzięki nim do głosu mogli dojść bohaterowie, którzy w innych okolicznościach nigdy nie mogliby zaistnieć, jednak za bardzo odbiegłem od tematu.
Po zawierusze napoleońskiej, w drugiej połowie XIX wieku rozpoczyna się w całej Europie proces budzenia się świadomości narodowej. Dopiero od tego momentu możemy mówić od stosunkach jednego narodu do drugiego, wszystkie wydarzenia wcześniejsze były tylko decyzjami niewielkiej grupy rządzących, a państwa de facto należały do swoich władców. Proces ten zaczął dotyczyć zarówno Polaków jak i Niemców, a co mieli zrobić rządzący, kiedy w ich własnym kraju zaczyna powstawać grupa świadoma swej obcości i dążąca do oderwania się? Zabór pruski i austriacki są idealnym przykładem dwóch dróg rozwiązania tego problemu. W wieloetnicznym tyglu kulturowym Cesarstwa Austriackiego Polacy stanowili niewielką część problemu, dlatego też Wiedeń zdecydował się na formę federalistyczną, poszczególne kraje Habsburskie otrzymywały swobody i autonomię, zaczęły działać sejmy krajowe o ograniczonych kompetencjach, mógł rozwijać się polski język, szkolnictwo i kultura, nic dziwnego, że akurat w tym zaborze u władzy utrzymali się konserwatyści, zwłaszcza, że gorące głowy zostały ścięte w trakcie rabacji. Z kolei Prusy mogły pozwolić sobie na rozwiązanie problemu poprzez dociśnięcie śruby, tępiono polski język, szkolnictwo, samorządność. Poprzez germanizację starano się zmienić Polaków w Niemców, zaczęły działać takie organizacje jak Hakata, a symbolami tych czasów stały się strajkujące dzieci z Wrześni i wóz Drzymały.


Koniec części pierwszej