niedziela, 7 lipca 2013

Stosunki Polsko-Niemieckie na przestrzeni dziejów

 Utarł się stereotyp, o tym że Polacy nie cierpią dwóch narodów – Rosjan i Niemców. Na temat Rosjan już pisałem, dziś postaram się obiektywnie spojrzeć na historię stosunków Polsko-Niemieckich.
Pierwsza, najbardziej znana bitwa naszego świeżo powstałego państwa to oczywiście bitwa pod Cedynią w 972 roku. Jest to najlepiej znane zwycięstwo Mieszka I nad wrogiem zewnętrznym, w którym to nasz książę pobił Niemców właśnie. Jednakże w owym okresie Niemcy Niemcom nie byli równi, Cesarstwo już wtedy nie było silnie scentralizowanym państwem, a poszczególni margrabiowie lubili działać na własną rękę. Dlatego też bitwa pod Cedynią nie była częścią wojny Polsko-Niemieckiej, tylko sporu Mieszka z margrabią Hodonem, który zaniepokojony był wzrostem siły i podbojami polańskiego księcia. Historia wczesnego średniowiecza pełna jest przelotnych sojuszy, łupieżczych najazdów, mniejszych i większych wypraw; przywoływanie ich wszystkich nie ma większego sensu, skupię się więc na jednej z ciekawszych wypraw cesarza Henryka V na państwo Bolesława Krzywoustego. Wojnę tą rewelacyjnie opisał Gall Anonim w swojej kronice, a jednym z bardziej interesujących jej momentów jest obrona Głogowa, podczas której cesarz za kilka dni rozejmu nakazał wydanie z grodu zakładników, po czym w trakcie szturmu przywiązał ich do machin oblężniczych. Źródła przedstawiają bohaterską obronę Głogowian i ich poświęcenie z powodu utraty bliskich, którzy zginęli z ich własnych rąk. Rzadziej już mówi się o tym, że wśród Głogowian było wielu zwolenników księcia Zbigniewa, brata Bolesława, który namówił Henryka V do ataku na Polskę. Głogowianie słali poselstwa do Krzywoustego z zapytaniem czy mają bronić się czy ustąpić cesarzowi; odpowiedź księcia, który notabene obozował z armią blisko grodu, była jasna: jeśli ustąpią to on osobiście ich wszystkich powywiesza. Jak widać strach przed własnym księciem był większy niż lęk przed cesarskim rycerstwem i broń psychologiczna w postaci przywiązanych do machin synów. Niektóre źródła podają, że wyprawa Henryka V zakończyła się walną bitwą na Psim Polu pod Wrocławiem, jednak historycy od dawna zapewniają, że bitwy takowej w rzeczywistości nie było.
Przejdźmy teraz nieco dalej w epoce średniowiecznej i przyjrzyjmy się konfliktom Polsko-Krzyżackim. Zakon Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego sprowadzony został na ziemię chełmińską przez księcia mazowieckiego Konrada (niewielu wie, że został on do tego namówiony przez Henryka Brodatego). Krzyżacy szybko uporali się z zagrażającym od dawna Mazowszu pogańskim Prusom i przystąpili do organizacji własnego państwa. Wyrzuceni już z Wenecji i Węgier znaleźli w końcu swoją ziemię obiecaną germanizując wschodnie wybrzeże Bałtyku. Współpraca Polsko-Krzyżacka układała się początkowo pomyślnie, Piastowscy książęta mieli wygodną wymówkę by nie brać udziału w wyprawach do Ziemi Świętej, gdyż krucjatowali sobie na Prusów i Jaćwięgów u boku potężnego, krzyżackiego sojusznika. Prawdziwe problemy rozpoczęły się za panowania Władysława Łokietka. Postać ta dość ciekawa, choć przez wielu jest nieco przeceniana, faktem jest, że Łokietek był niezwykle uparty, żył długo (przeżył wszystkich swoich politycznych oponentów) i miał genialnego syna; ale niestety Pomorze Gdańskie utracił. Ziemie te zagrożone przez najazd Brandenburczyków (Niemcy) Łokietek zlecił obronić swoim lennikom – Krzyżakom (też Niemcy), lennicy z zadania wywiązali się brawurowo, ale Władysław nie miał w jaki sposób im zapłacić za ich walkę. Dlatego też Krzyżacy zajętego przez siebie Pomorza Polsce nie oddali odcinając ją tym samym od Morza. Bitwa z Krzyżakami pod Płowcami również nie była ogromnym zwycięstwem, ot rozbiliśmy straż tylną armii zakonnej, jednak bitwa ta została rozbuchana przez polską propagandę do roli wielkiej wiktorii. Do kolejnej większej konfrontacji miało dojść dopiero za panowania Władysława Jagiełły, sądy i przepychanki dyplomatyczne za Kazimierza Wielkiego pomijam, gdyż byłyby dla czytelnika nudne. Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim i jej zwieńczenie pod Grunwaldem w 1410 roku była niewątpliwie jednym z największych wydarzeń w historii Europy. Polacy i Litwini dokonali czynu niemal niemożliwego; ale jak często bywa z wielkimi zwycięstwami tak i to nie zostało należycie wykorzystane. Nie udało się zdobyć Malborka, nie odzyskaliśmy Pomorza Gdańskiego. Zwycięstwo miało jednak olbrzymie znaczenie propagandowe, złamaliśmy potęgę Zakonu i przekonaliśmy Europę, że pomimo przymierza z pogańską, do niedawna, Litwą Bóg jest po naszej stronie. Dlatego też siły Krzyżaków przestały być wzmacniane przez rycerstwo z Europy Zachodniej i musieli oni zacząć polegać na żołnierzach najemnych, których lojalność była wątpliwa, co wykorzystał Kazimierz Jagiellończyk podczas Wojny Trzynastoletniej odbijając Gdańsk, ale już nie w Pomorzu Gdańskim, lecz w Prusach Królewskich, ot taka zmiana nomenklaturowa po ponad stuletnim panowaniu Krzyżaków. Zadajmy teraz pytanie: czy Krzyżacy dążyli do zniszczenia Polski, pognębienia jej, wymazania z mapy Europy? Oczywiście nie! Krzyżacy dążyli najpierw do przetrwania, później do powiększenia swego terytorium, a w końcu do ustabilizowania swojej potęgi. Posiadając olbrzymi potencjał militarny, sprawną, zakonną organizację i posłusznych zakonników zamiast butnych rycerzy, a także środki finansowe (skarbiec zakonny do pokoju toruńskiego, obok skarbca króla Anglii Henryka VII był jedynym w historii późnośredniowiecznej i nowożytnej Europy, który był zawsze pełen i nieobciążony długami) Krzyżacy mogli zrealizować te cele i byliby imbecylami politycznymi gdyby tego nie zrobili. Królestwo Polskie, jako kraj chrześcijański, z definicji nie mógł być celem ich ataków, gdyż ich misją była walka z poganami; sama Polska dawała im preteksty do ataku nie wywiązując się ze zobowiązań lub zawierając przymierza z pogańską Litwą (mam na myśli czasy Łokietka, nie Jagiełły). Poza wojnami z Polską, Krzyżacy wojowali z wieloma innymi krajami, np. Litwą czy Danią, ich głównym celem nie były biedne Kujawy czy ziemia dobrzyńska, ale panowanie nad Bałtykiem.
Kolejni Jagiellonowie złamali potęgę Krzyżaków i podporządkowali ich sobie już jako świeckie, luterańskie Prusy Książęce. Również niebezpieczne Cesarstwo stało się zlepkiem małych ksiąstewek, spośród których Korona graniczyła jedynie z ubogą, słabą Brandenburgią, która już w średniowieczu zdążyła nieco napsuć nam krwi, ale były to raczej lokalne i mało znaczące epizody, jak na przykład zamordowanie Przemysła II (w sumie nieco przypadkowe). We wczesnej epoce nowożytnej stosunki Polsko-Niemieckie ograniczają się do kontaktów dyplomatycznych z Habsburgami. I tutaj rzecz jest zaskakująca, pomijając wyprawę arcyksięcia Maksymiliana po koroną po rozdwojonej elekcji, nie ma przypadku wojny między Rzeczpospolitą a Cesarzem. Pomimo sporej niechęci polskiej szlachty do Habsburgów, która zawsze wzbraniała się przed elekcją przedstawiciela tego rodu na króla i dostawała białej gorączki podczas małżeństw Zygmunta III z Anną, następnie Konstancją (tutaj doszedł problem pokrewieństwa, gdyż obie królowe były rodzonymi siostrami) oraz Władysława IV z Cecylią Renatą. Sojusz polityczny i wojskowy Rzeczpospolitej i państwa Habsburgów kwitł w najlepsze, cesarz pomógł nam nawet zbrojnie w trakcie Potopu Szwedzkiego, a my powstrzymaliśmy się od zaatakowania go podczas Wojny Trzydziestoletniej choć mieliśmy doskonałe warunki do zajęcia Śląska. Wracając do Potopu Szwedzkiego, to od tego wydarzenia, a raczej od traktatów welawsko-bydgoskich zaczyna się historia naszego przyszłego arcy-wroga, ale o tym później. Należy tylko wspomnieć, że w zamian z odejście Brandenburgii od sojuszu ze Szwedami, który kwitł w najlepsze, czego dowodem może być klęska Jana Kazimierza pod Warszawą, król zrzekł się zwierzchności lennej nad Prusami Książęcymi, co było brzemienne w skutkach. Wracając do przyjaźni Polsko-Habsburskiej; jej apogeum przypadło za panowania Jana III Sobieskiego. Król ten miał niebywałą sposobność zniszczenia Austrii, figurował bowiem jako element planu króla Francji Ludwika XIV, z którym to Rzeczpospolita miał zawrzeć sojusz w celu pokonania Habsburgów. Tu trzeba wspomnieć, że już Władysław IV, Jan Kazimierz i Jan III Sobieski mieli za żony Francuzki, więc widoczne jest tu przeorientowanie polityczne. Sobieski pozostał jednak wierny cesarzowi i ocalił go od nieuchronnej klęski z rąk Turków w 1683 roku, a nawet pomógł mu odbić z ich rąk Węgry nie otrzymując prawie nic w zamian. Kiedy Rzeczpospolita chyliła się ku upadkowi pod rządami Sasów, królów wprawdzie miernych, ale z pewnym potencjałem u naszych boków rośli potężni sąsiedzi. W XVIII wieku nasz kraj nie nadawał się już do rządzenia, samowola oligarchów magnackich i zrywanie sejmów pokonałaby nawet najgenialniejszego przywódcę, a co dopiero fajtłapowatych Augustów. Nieuchronną koleją rzeczy demokracja przeradza się w ochlokrację, a tę może uzdrowić tylko tyrania. Tak też stało się W Polsce. Nic dziwnego, że wśród rozbiorców były aż dwa państwa niemieckie, po prostu (poza Turcją i Rosją) Rzp-lita z innymi nie graniczyła, a co ma zrobić silny i dobrze rządzony kraj, który potrzebuje terenów do ekspansji, kiedy bod bokiem ma kolosa w stanie agonii? Rozbiory były faktycznie tragedią dla Polski, ale zadziałały też jak kubeł zimnej wody dla Polaków. Tylko dzięki nim do głosu mogli dojść bohaterowie, którzy w innych okolicznościach nigdy nie mogliby zaistnieć, jednak za bardzo odbiegłem od tematu.
Po zawierusze napoleońskiej, w drugiej połowie XIX wieku rozpoczyna się w całej Europie proces budzenia się świadomości narodowej. Dopiero od tego momentu możemy mówić od stosunkach jednego narodu do drugiego, wszystkie wydarzenia wcześniejsze były tylko decyzjami niewielkiej grupy rządzących, a państwa de facto należały do swoich władców. Proces ten zaczął dotyczyć zarówno Polaków jak i Niemców, a co mieli zrobić rządzący, kiedy w ich własnym kraju zaczyna powstawać grupa świadoma swej obcości i dążąca do oderwania się? Zabór pruski i austriacki są idealnym przykładem dwóch dróg rozwiązania tego problemu. W wieloetnicznym tyglu kulturowym Cesarstwa Austriackiego Polacy stanowili niewielką część problemu, dlatego też Wiedeń zdecydował się na formę federalistyczną, poszczególne kraje Habsburskie otrzymywały swobody i autonomię, zaczęły działać sejmy krajowe o ograniczonych kompetencjach, mógł rozwijać się polski język, szkolnictwo i kultura, nic dziwnego, że akurat w tym zaborze u władzy utrzymali się konserwatyści, zwłaszcza, że gorące głowy zostały ścięte w trakcie rabacji. Z kolei Prusy mogły pozwolić sobie na rozwiązanie problemu poprzez dociśnięcie śruby, tępiono polski język, szkolnictwo, samorządność. Poprzez germanizację starano się zmienić Polaków w Niemców, zaczęły działać takie organizacje jak Hakata, a symbolami tych czasów stały się strajkujące dzieci z Wrześni i wóz Drzymały.


Koniec części pierwszej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz