tag:blogger.com,1999:blog-74032755836708044392024-02-19T03:01:39.026+01:00RozmyślnieBlog autorski o tematyce politycznej, historycznej, ekonomicznej, filozoficznej i edukacyjnej.Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.comBlogger26125tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-37075760184864537392015-03-15T09:02:00.003+01:002015-03-15T09:02:40.190+01:00Dlaczego nie aktualizuję bloga?Jeśli ktokolwiek zastanawiał się, dlaczego nowe posty na blogu przestały pojawiać się kilka miesięcy temu, śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż miałem do napisania kilka, nieco ważniejszych, tekstów. Pierwszym z nich była moja praca magisterska, której temat był tak przeraźliwie nudny, że zrezygnowałem z pomysłu zamieszczenia tu choćby fragmentu. No, ale praca już dawno obroniona, a wpisów jak nie było tak nie ma. Powodem był drugi tekst, który tworzę; a ten jest już o wiele ciekawszy niż poprzedni. Piszę bowiem książkę sci-fi. Póki co jestem na etapie korekty drugiej części (z planowanych czterech), tak więc, być może za jakiś (raczej dłuższy) czas będzie można mnie poczytać w ilościach znacznych. Dlatego też poświęcam cały swój wolny czas tylko powieści i nie mam czasu na bloga.<br />
<br />
Ale pamiętam o nim i ostatnio wpadłem na pomysł całkiem nowej formuły, więc być może wkrótce coś zacznie się dziać :)<br />
<br />
A jeśli ktoś chciałby poczytać fragment książki, to piszcie :)Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-21073096315419523802014-04-13T11:03:00.002+02:002014-04-13T11:03:29.278+02:00Samoograniczenie się Korwina-Mikke<div style="margin-bottom: 0cm;">
Chociaż z reguły nie oglądam
telewizji, obejrzałem ostatnio reportaż jednej z popularniejszych,
komercyjnych stacji. Z powodu rozkręcającej się kampanii wyborczej
do Parlamentu Europejskiego, materiał ów dotyczył postaci pana
prezesa Janusza Korwin-Mikkego. Wrażenia naprawdę piorunujące, jak
usilnie media starają się zdyskredytować rosnącego w siłę
polityka, to już nie jest obśmiewanie, czy ciekawostka, to jest
paniczny strach, miotanie się i chwytanie najpodlejszych chwytów,
byle tylko oczernić Korwin-Mikkego w oczach społeczeństwa. W
reportażu tym nie było ani krztyny obiektywizmu, który powinien
cechować media. Przechodząc jednak ad rem dzisiejszego wpisu,
chciałbym skupić się na pewnej istotnej kwestii; mianowicie w
materiale tym, przytoczono wszystkie najbardziej kontrowersyjne
wypowiedzi prezesa, na przykład o posłance Grodzkiej, gejach,
upadku cywilizacji europejskiej, szkołach integracyjnych i
inwalidach. Za każdym razem, kiedy Korwin-Mikke wygłasza podobne, w
szerszym kontekście mniej lub bardziej słuszne, ale wyrwane z
całości wypowiedzi, dość szokujące kwestie, narasta
niewyobrażalny szum medialny i sztucznie wykreowane oburzenie
społeczeństwa. Można by z tego przekazu wywnioskować, że prezes
jest człowiekiem niespełna rozumu, a biorąc pod uwagę jego
antydemokratyczne poglądy i sympatię do jedynowładztwa,
wnioskować, że Korwin-Mikke chciałby zostać dyktatorem Polski i
dekretami wysłać gejów, inwalidów, transseksualistów i osoby
chore umysłowo do komór gazowych. Otóż, szanowni państwo, nic z
tych rzeczy. Zdanie pana Mikke na temat wyżej wymienionych grup to
tylko margines jego poglądów. Powiem więcej, w Polsce marzeń
prezesa KNP nawet najwyższe szarże rządzące krajem nie miałyby
instrumentów żeby takie działanie przeprowadzić. Ponieważ, o co
tak naprawdę chodzi prezesowi? O wolność, samodzielność,
różnorodność i samostanowienie narodu. W kraju, w którym ludzie
są wolni i odpowiedzialni to każdy decyduje o swoim losie, nie robi
tego urzędnik czy polityk. Dzisiaj nasza wolność jest mocno
ograniczona, ale jesteśmy już do tego przyzwyczajeni więc tego nie
zauważamy. <br /> Dla lepszego zobrazowania mojej tezy posłużę się
bliskim memu sercu przykładem szkoły. W jednej ze swych
kontrowersyjnych wypowiedzi Korwin-Mikke uznał, że klasy
integracyjne (czyli takie w których razem z w pełni sprawnymi
uczniami chodzą uczniowie z lekkimi upośledzeniami fizycznymi czy
umysłowymi) sprawiają, że zdrowi uczniowie uczą się gorzej niż
klasy utworzone w całości z dzieci zdrowych. Osobiście nie zgadzam
się z ową tezą, gdyż dane mi było uczyć w takich klasach i
żadnych anomalii nie stwierdziłem. Wracając jednak do rzeczy, w
wolnej Polsce istniałyby zarówno szkoły integracyjne jak i
nieintegracyjne, tak jak obecnie i to wyłącznie rodzice, a nie
żaden urzędnik, decydowaliby do jakiej szkoły dziecko posłać.
Ponadto, to nauczyciele i dyrektorzy szkól decydowaliby o programach
nauczania, nie byłoby prikazów z ministerstwa. To rodzice,
nauczyciele, dyrektorzy i uczniowie decydowaliby o życiu szkoły,
nie urzędnicy, ani politycy, a więc również nie prezes Mikke,
jeśli byłby u władzy. To samo tyczy się wszystkich dziedzin
życia. Korwin-Mikkke chce, żeby to sami zainteresowani decydowali o
tym co jest dla nich lepsze, a nie urzędnicy i rząd za nasze
pieniądze. Byłoby to swoiste samoograniczenie się władzy, nie do
pojęcia w dzisiejszych realiach totalitarnej, a więc decydującej o
niemal wszystkich aspektach życia obywateli, dyktatury większości. </div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-38820455890381168392014-02-11T13:29:00.002+01:002014-02-11T13:29:53.764+01:00Czy powinno się wypuścić Trynkiewicza?<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jedną z najważniejszych cech
człowieka dojrzałego jest odpowiedzialność. Człowiek musi
ponosić konsekwencje swoich czynów, a jeśli czyny te są błędne,
to i konsekwencje bywają tragiczne w skutkach. Błąd w tym
przypadku popełniło państwo polskie dwadzieścia pięć lat temu
zamieniając wyrok śmierci dla mordercy i gwałciciela-pedofila na
wyrok pozbawienia wolności, najwyższy w ówczesnym kodeksie karnym.
Obecnie, zamiast ponieść konsekwencje tamtych wyborów, rządzący
raz po raz popełniają kolejne błędy brnąc w tej sprawie coraz
głębiej. Mogę się tylko domyślać, że konsekwencje obecnych
działań państwa będą jeszcze dotkliwsze.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jakie wyjścia
istnieją z zaistniałej obecnie sytuacji? Z prawnego punktu widzenia
wyjście jest tylko jedno, Mariusz Trynkiewicz odsiedział zasądzony
mu wyrok dwudziestu pięciu lat więzienia i z dniem dzisiejszym
staje się wolnym człowiekiem, czy rządzący i opinia publiczna
tego chcą czy nie. Jest to jedyne rozwiązanie zgodne z prawem, ale
że Polska nie jest państwem prawa od dawna, to rządzący miotają
się w coraz mniej finezyjnych próbach zatrzymania Trynkiewicza w
więzieniu. Najpierw tworząc specustawę rodem ze stalinizmu,
później znajdując rzekomo pornografię dziecięcą w celi
skazanego. Jak dla mnie, to cała sprawa skończy się w Strasburgu,
gdzie Trynkiewicz wysądzi od Polski wielomilionowe odszkodowanie.
Obym się mylił.</div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
W takim razie kiedy popełniono
pierwszy błąd? Otóż popełniono dwadzieścia pięć lat temu, nie
wykonując prawomocnego wyroku sądu z klauzulą natychmiastowej
wykonalności. Trynkiewicz miał zawisnąć na stryczku. Teraz
dobrego wyjścia już nie ma. Albo pedofil wyjdzie na wolność i
kogoś zabije, albo jakiś ludowy „bohater” zabije Trynkiewicza i
sam pójdzie siedzieć, a w Polsce rozgorzeje publiczna dyskusja -
czy należy go ułaskawić? Albo Trynkiewicz poskarży się do
Trybunału Praw Człowieka i z pewnością sprawę wygra.<br />To
właśnie dzieje się w państwie, w którym głos ludu jest
ważniejszy od wyroków sądu.</div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-24731096328716753572013-09-17T16:40:00.003+02:002013-09-17T16:40:50.577+02:00Niewidzialna noga rynkuOpisywałem już na moim blogu mój stosunek do związków zawodowych. Przypomnę więc tylko, że jest on skrajnie negatywny. Ostatnie protesty odbywające się w Warszawie wykazały jedynie jak wielu mamy jeszcze w Polsce ludzi, którzy dają się nabrać na populistyczne hasła cwaniaków i demagogów. Żaden z tych ludzi nie zna elementarnych zasad rządzących ekonomią; otóż każda podwyżka płac wiąże się z dwoma reakcjami. Po pierwsze, pracodawca musi jakoś zdobyć pieniądze na owe podwyżki, musi więc podnieść ceny swoich produktów, prowadzi to do inflacji, czyli spadku siły nabywczej pieniądza. Co z tego, że więcej zarabiamy jeśli musimy przez to więcej wydawać? Błędne koło się zamyka. Drugą konsekwencją jest wypływanie pieniędzy z obrotu. Z większej wypłaty rząd otrzyma większe wpływy z podatków, gdyż podatek jest procentem od dochodu, a nie stałą kwotą, podobnie jest z cenami, ich wzrost spowoduje większe wpływy z tytułu podatku VAT. Co za tym idzie coraz mnie pieniędzy jest na rynku, a coraz więcej dostaje rząd, przeznaczając je na durne programy walki z bezrobociem lub budowę przepłaconych autostrad. Jeśli robotnicy chcą godnie żyć to niech zlikwidują darmozjadów ze związków zawodowych, którzy obciążają budżety ich przedsiębiorstw, wszystkim wyjdzie to tylko na dobre.<br />
W ogóle sama idea związku zawodowego jest bez sensu. Na wolnym rynku przedstawiciele tej samej branży powinni ze sobą walczyć, konkurować na jakość i cenę, a nie zrzeszać się ze sobą.<br />
Mam nadzieję, że kiedy w Polsce wreszcie zapanuje kapitalizm, związkowców rozdepcze wreszcie niewidzialna noga rynku.Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-28615293286291437782013-08-13T19:30:00.004+02:002013-08-13T19:30:35.628+02:00Dług publiczny a rewolucja<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jakie czynniki doprowadziły do wybuchu
Wielkiej Rewolucji Francuskiej? Nauczeni komunistyczną szkołą
historii zapewne odpowiedzą państwo, że przyczyną Rewolucji był
ucisk stanu trzeciego przez króla, arystokrację i duchowieństwo. W
kasie państwa brakowało pieniędzy ze względu na olbrzymie wydatki
dworu królewskiego przez co lud francuski cierpiał głód. Nic
bardziej mylnego. Pamiętam jeszcze doskonały wykład świetnego
naukowca dr hab. D. Nawrota na temat przyczyn wybuchu rewolucji. Pan
Profesor rozrysował nam na tablicy budżet przedrewolucyjnej
Francji, wynikało z niego, że dochody z dóbr królewskich były
nieznacznie wyższe niż wydatki dworu, a to oznacza, że Wersal
wcale nie obciążał skarbu państwa; król i jego dwór się
samofinansowały. Nie mniej jednak budżet (pojęcie to miało
dopiero powstać za kilka lat, właśnie we Francji) się nie domykał
i państwo popadało w długi, z roku na rok coraz większe. Co było
przyczyną owych długów? Największe koszty Francja ponosiła na
obsługę zadłużenia. Pożyczki zaciągnięte na toczenie wielkich
wojen Siedmioletniej i wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych
nie miały z czego być spłacone gdyż państwo nie generowało
dochodów, były więc główną przyczyną bliskiego bankructwa
Francji i niezadowolenia jej mieszkańców.<br /> Z podobną sytuacją
mamy do czynienia w dzisiejszej Polsce, dług publiczny wciąż
rośnie, minister finansów i premier chcą przekraczać kolejne
progi ostrożnościowe, a były wiceminister finansów, Profesor
Gomułka informuje, że realny, łączny dług publiczny przekracza 3
biliony złotych. Każdy kolejny budżet uchwalany jest z deficytem,
państwo bez opamiętania się zadłuża. Nie jest to oczywiście nic
nowego, w epoce wczesnonowożytnej, w Europie istniały tylko dwa
państwa, które w pewnym okresie nie miały potężnych długów,
ba, miały nawet pełne skarbce, były to Anglia rządzona przez
sknerę Henryka VII, nieustannie obawiającego się, że ktoś zrzuci
go z tronu oraz Państwo Zakonu Krzyżackiego, które utraciło
jednak swoje bogactwo po bitwie pod Grunwaldem i drugim pokoju
toruńskim, był to jeden z nielicznych przypadków w historii, kiedy
jedno państwo szybko i bez komplikacji wypłaciło drugiemu
kontrybucję zasądzoną w traktacie pokojowym. Jagiełło pożyczył
następnie ów skarb Luksemburgom i tyle widzieliśmy te pieniądze,
za to aż do czasów rozbiorów Rzeczpospolita panowała na Spiszu,
który miał być zastawem. Kończąc dygresję, państwa od zawsze w
historii były zadłużane przez władców, niemal zawsze pieniądze
dysponowane przez królów i rządy nie należały do nich, jeśli
któryś z wierzycieli zbyt mocno upominał się o zwrot pożyczki
zaciągało się po prostu kolejny dług i spłacało się natręta.
Dawniej najbardziej kosztowną imprezą była wojna, pozostałe
wydatki państwa stanowiły margines, gdyż w tamtych czasach nie
istniał socjalizm i jeśli jakaś upośledzona grupa społeczna nie
potrafiła sama zarobić na swoje utrzymanie odchodziła w niebyt. Z
drugiej strony wojny zdarzały się znacznie częściej niż dzisiaj
toteż wydatków było niemało.<br /> Obecnie Polska prowadzi tylko
jedną (bezsensowną dość) wojnę, z której w każdej chwili
moglibyśmy się wycofać, jednak to nie przez nią cierpi
najbardziej nasz budżet. Głównym sprawcą wszelkiego zła jest
ZUS. Dofinansowanie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych stanowi
największy wydatek naszego państwa. ZUS jest niewydolną piramidą
finansową, która będzie chylić się ku upadkowi pociągając za
sobą całe państwo. Twórcy systemu emerytalnego nie przewidzieli,
że emerytów będzie coraz więcej, a dzieci będzie rodzić się
coraz mniej i w końcu cały system się zawali, podniesienie wieku
emerytalnego to tylko naklejenie plasterka na paskudnie jątrzącą
się i krwawiącą ranę, które w dodatku wywołało uzasadnione
protesty społeczne.<br /> Powszechnie wiadomo, że w ZUSie nie ma
żadnych pieniędzy, wszystkie wpłaty ściągane przymusowo od
każdego pracownika w Polsce są (z potrąceniem pewnej kwoty na
pensje dla urzędników, nowe budynki, komputery itp.) natychmiast
wypłacane obecnym emerytom. Kiedy system się zawali? Za rok, dwa,
dziesięć, a może za miesiąc.<br /> Olbrzymi dług doprowadził do
Rewolucji we Francji, czy taka sytuacja może powtórzyć się w
Polsce?</div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-48132972686199176662013-07-12T12:55:00.000+02:002013-07-12T12:55:45.769+02:00Stosunki Polsko-Niemieckie na przestrzeni dziejów. Część II<div style="margin-bottom: 0cm;">
Odzyskanie przez Polskę
niepodległości po I Wojnie Światowej nie mogło się powieść
bez, częściowej chociaż, współpracy z którymś z zaborców.
Polacy wykazali się tutaj prawdziwym majstersztykiem politycznym,
których bardzo niewiele mieliśmy w swojej historii. W początkowej
fazie wojny staliśmy bardziej po stronie państw centralnych, by
później, gdy ich klęska była już przesądzona, związać się z
ententą. I chociaż przysłanie Piłsudskiego przez Niemców
niebezpiecznie przypomina „bombardowanie” Rosji Leninem, to nam
wyszło to jednak znacznie bardziej in plus, niż naszemu wschodniemu
sąsiadowi. Faktem jest, że z powodu wydarcia Niemcom sporej części
ich terytorium - tak stosunkowo młodego jak Wielkopolska, jak i
całkiem już zrośniętego z niemieckim kręgiem kulturowym jakim
była część Górnego Śląska – spowodował, że stosunki
Polsko-Niemieckie w dwudziestoleciu międzywojennym nie układały
się najlepiej. Niemcy dążyli do odzyskania utraconych terenów,
byli sfrustrowani klęską i dobici olbrzymimi kontrybucjami, nic
więc dziwnego, że stronili od swych sąsiadów. Konflikt z
zachodnim sąsiadem odbił się również negatywnie na Polsce, wojna
celna dużo mocniej uderzyła w nasz biedny kraj niż we wciąż
bogate Niemcy. Co ciekawe, gwałtowne polepszenie się stosunków
dyplomatycznych z Niemcami przyniósł dopiero rok 1933, czyli
dojście do władzy Adolfa Hitlera. Z olbrzymią przyjemnością
przeczytałem niedawno książkę pana Zychowicza pt. „Pakt
Ribbentrop-Beck”, autor dowodzi w niej, że odrzucenie propozycji
Hitlera z 1939 roku było błędem politycznym. Według autora, Beck
powinien zgodzić się przystąpić do sojuszu z III Rzeszą, by
wspólnie wyeliminować Związek Radziecki, a dopiero potem zdradzić
nazistów i wspólnie z aliantami ich pokonać (proszę porównać
ten plan do przedstawionego wyżej działania w I Wojnie Światowej).
Zychowicz przedstawia również szereg dowodów na przyjazne relacje
między III Rzeszą a Polską przed rokiem 1939, zwraca uwagę na
fakt, uwielbienia jakim Hitler darzył Piłsudskiego, jakby na to nie
spojrzeć, obaj panowie byli socjalistami. Wiem, że dla
współczesnych Polaków, dla których Adolf Hitler jest synonimem
zła, to co właśnie piszę jest zbrodnią i zdradą Polski, jednak
takie są fakty historyczne, a z nimi trudno jest dyskutować.
Historia żadnego kraju nie jest kryształowa, nawet Polski.</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSdwwEm1FUTxAzQEfmn23d61hg1UBnWo4waU0RasXrNwG_ReLS0pjAC8UY2uUYew4EPGPw-AVWRRR_XHfAhIlSxKi_F0jiZdOJ3kDaah3IerAmQAYJE8KJgkIoV9ZWfwP5zXqJbPz8n14/s1600/Hitler.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="158" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSdwwEm1FUTxAzQEfmn23d61hg1UBnWo4waU0RasXrNwG_ReLS0pjAC8UY2uUYew4EPGPw-AVWRRR_XHfAhIlSxKi_F0jiZdOJ3kDaah3IerAmQAYJE8KJgkIoV9ZWfwP5zXqJbPz8n14/s200/Hitler.jpg" width="200" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Adolf Hitler na symbolicznym<br /> pogrzebie Józefa Piłsudskiego<br /> w Berlinie</td></tr>
</tbody></table>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
II
Wojna Światowa to bez wątpienia najczarniejszy epizod historii
sąsiedztwa Polski i Niemiec. Zbrodnie, której nasi sąsiedzi
dopuścili się na Polakach nie sposób wybaczyć, lub zapomnieć. To
właśnie zbrodnie okupacji hitlerowskiej w największym procencie
rzutują na współczesne postrzeganie Niemiec przez Polaków. Nawet
politycy (najczęściej PiS) wciąż traktują Niemców jako
krypto-nazistów czyhających tylko na to, by rzucić się Polsce do
gardła i odebrać nam Śląsk, Pomorze i Mazury. Co jest przyczyną
takiego myślenie? Odpowiedź jest bardzo prosta; tak jak większości
zła na świecie, tak i temu winni są komuniści. Po zakończeniu II
Wojny Światowej i przyznaniu Polsce „ziem odzyskanych”
propaganda komunistyczna wciąż dążyła do podsycania nastrojów
antyniemieckich. Polaków straszono, że gdyby nie bratnia pomoc
naszego radzieckiego sojusznika, Niemcy zaraz ponownie zaatakują
słabą Polskę i odbiorą jej swoje dawne ziemie. Była to jedna z
metod zacieśniania więzów między komunistyczną Polską a ZSRR.
Niechęć do Niemców podsycano na każdym kroku, a najlepszym
sposobem, by zaszczepić ją w ludziach jest nauka historii. W
komunistycznych szkołach uczono dzieci, że Niemcy to nasz
największy wróg od zawsze. Na wpół mityczna postać Wandy, która
nie chciała Niemca urosła do rangi bohaterki narodowej. Tak samo,
epizod z historii średniowiecznej z wygnaniem seniora Władysława
nazwanego Wygnańcem. Otóż wedle historii PRL bracia zbuntowali się
przeciw rządom Władysława bo był zły, a dlaczego był zły? Bo
miał żonę Niemkę! Swoją drogą faktycznie księżna Agnieszka
Babenberg pochodziła z Turyngii. Była też kobietą odważną,
dowodziła obroną Krakowa przed juniorami po klęsce i ucieczce
swego męża. I pomimo tego, co już wielokrotnie pisałem, że w
Piastowskim średniowieczu walczyliśmy ze wszystkimi naszymi
sąsiadami to właśnie Niemcy mieli być naszym nemesis. <br /> Wychowane
w ten sposób pokolenia wciąż myślą tymi kategoriami i potrzeba
będzie jeszcze dużo czasu zanim Polacy uświadomią sobie, że bez
bogatych Niemców nie będzie bogatej Polski. To właśnie współpraca
gospodarcza i handlowa powinna towarzyszyć naszym stosunkom.
Strategicznym partnerem Polski nie mogą być Stany Zjednoczone,
które są daleko, nie mamy czego im zaoferować, a za śmierć
polskich żołnierzy w ich bezsensownych wojnach otrzymujemy jedynie
upokorzenia i inwigilację. Politycy powinni częściej spoglądać
na Niemcy gdyż jako nasz najbogatszy sąsiad są doskonałym rynkiem
zbytu polskich produktów. Szkoda tylko, że obecnie ten kraj powoli
chyli się ku upadkowi zalewany przez muzułmanów. Kiedy Polacy
wreszcie otrząsną się z postkomunistycznego otępienia będziemy
już graniczyli z Kalifatem Saksonii i Emiratem Brandenburgii.</div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-46825310056093228222013-07-07T11:20:00.000+02:002013-07-07T11:20:19.649+02:00Stosunki Polsko-Niemieckie na przestrzeni dziejów<div style="margin-bottom: 0cm;">
Utarł się stereotyp, o tym że
Polacy nie cierpią dwóch narodów – Rosjan i Niemców. Na temat
Rosjan już pisałem, dziś postaram się obiektywnie spojrzeć na
historię stosunków Polsko-Niemieckich.<br /> Pierwsza, najbardziej
znana bitwa naszego świeżo powstałego państwa to oczywiście
bitwa pod Cedynią w 972 roku. Jest to najlepiej znane zwycięstwo
Mieszka I nad wrogiem zewnętrznym, w którym to nasz książę pobił
Niemców właśnie. Jednakże w owym okresie Niemcy Niemcom nie byli
równi, Cesarstwo już wtedy nie było silnie scentralizowanym
państwem, a poszczególni margrabiowie lubili działać na własną
rękę. Dlatego też bitwa pod Cedynią nie była częścią wojny
Polsko-Niemieckiej, tylko sporu Mieszka z margrabią Hodonem, który
zaniepokojony był wzrostem siły i podbojami polańskiego księcia.
Historia wczesnego średniowiecza pełna jest przelotnych sojuszy,
łupieżczych najazdów, mniejszych i większych wypraw;
przywoływanie ich wszystkich nie ma większego sensu, skupię się
więc na jednej z ciekawszych wypraw cesarza Henryka V na państwo
Bolesława Krzywoustego. Wojnę tą rewelacyjnie opisał Gall Anonim
w swojej kronice, a jednym z bardziej interesujących jej momentów
jest obrona Głogowa, podczas której cesarz za kilka dni rozejmu
nakazał wydanie z grodu zakładników, po czym w trakcie szturmu
przywiązał ich do machin oblężniczych. Źródła przedstawiają
bohaterską obronę Głogowian i ich poświęcenie z powodu utraty
bliskich, którzy zginęli z ich własnych rąk. Rzadziej już mówi
się o tym, że wśród Głogowian było wielu zwolenników księcia
Zbigniewa, brata Bolesława, który namówił Henryka V do ataku na
Polskę. Głogowianie słali poselstwa do Krzywoustego z zapytaniem
czy mają bronić się czy ustąpić cesarzowi; odpowiedź księcia,
który notabene obozował z armią blisko grodu, była jasna: jeśli
ustąpią to on osobiście ich wszystkich powywiesza. Jak widać
strach przed własnym księciem był większy niż lęk przed
cesarskim rycerstwem i broń psychologiczna w postaci przywiązanych
do machin synów. Niektóre źródła podają, że wyprawa Henryka V
zakończyła się walną bitwą na Psim Polu pod Wrocławiem, jednak
historycy od dawna zapewniają, że bitwy takowej w rzeczywistości
nie było.<br /> Przejdźmy teraz nieco dalej w epoce średniowiecznej
i przyjrzyjmy się konfliktom Polsko-Krzyżackim. Zakon Najświętszej
Marii Panny Domu Niemieckiego sprowadzony został na ziemię
chełmińską przez księcia mazowieckiego Konrada (niewielu wie, że
został on do tego namówiony przez Henryka Brodatego). Krzyżacy
szybko uporali się z zagrażającym od dawna Mazowszu pogańskim
Prusom i przystąpili do organizacji własnego państwa. Wyrzuceni
już z Wenecji i Węgier znaleźli w końcu swoją ziemię obiecaną
germanizując wschodnie wybrzeże Bałtyku. Współpraca
Polsko-Krzyżacka układała się początkowo pomyślnie, Piastowscy
książęta mieli wygodną wymówkę by nie brać udziału w
wyprawach do Ziemi Świętej, gdyż krucjatowali sobie na Prusów i
Jaćwięgów u boku potężnego, krzyżackiego sojusznika. Prawdziwe
problemy rozpoczęły się za panowania Władysława Łokietka.
Postać ta dość ciekawa, choć przez wielu jest nieco przeceniana,
faktem jest, że Łokietek był niezwykle uparty, żył długo
(przeżył wszystkich swoich politycznych oponentów) i miał
genialnego syna; ale niestety Pomorze Gdańskie utracił. Ziemie te
zagrożone przez najazd Brandenburczyków (Niemcy) Łokietek zlecił
obronić swoim lennikom – Krzyżakom (też Niemcy), lennicy z
zadania wywiązali się brawurowo, ale Władysław nie miał w jaki
sposób im zapłacić za ich walkę. Dlatego też Krzyżacy zajętego
przez siebie Pomorza Polsce nie oddali odcinając ją tym samym od
Morza. Bitwa z Krzyżakami pod Płowcami również nie była ogromnym
zwycięstwem, ot rozbiliśmy straż tylną armii zakonnej, jednak
bitwa ta została rozbuchana przez polską propagandę do roli
wielkiej wiktorii. Do kolejnej większej konfrontacji miało dojść
dopiero za panowania Władysława Jagiełły, sądy i przepychanki
dyplomatyczne za Kazimierza Wielkiego pomijam, gdyż byłyby dla
czytelnika nudne. Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim i jej
zwieńczenie pod Grunwaldem w 1410 roku była niewątpliwie jednym z
największych wydarzeń w historii Europy. Polacy i Litwini dokonali
czynu niemal niemożliwego; ale jak często bywa z wielkimi
zwycięstwami tak i to nie zostało należycie wykorzystane. Nie
udało się zdobyć Malborka, nie odzyskaliśmy Pomorza Gdańskiego.
Zwycięstwo miało jednak olbrzymie znaczenie propagandowe,
złamaliśmy potęgę Zakonu i przekonaliśmy Europę, że pomimo
przymierza z pogańską, do niedawna, Litwą Bóg jest po naszej
stronie. Dlatego też siły Krzyżaków przestały być wzmacniane
przez rycerstwo z Europy Zachodniej i musieli oni zacząć polegać
na żołnierzach najemnych, których lojalność była wątpliwa, co
wykorzystał Kazimierz Jagiellończyk podczas Wojny Trzynastoletniej
odbijając Gdańsk, ale już nie w Pomorzu Gdańskim, lecz w Prusach
Królewskich, ot taka zmiana nomenklaturowa po ponad stuletnim
panowaniu Krzyżaków. Zadajmy teraz pytanie: czy Krzyżacy dążyli
do zniszczenia Polski, pognębienia jej, wymazania z mapy Europy?
Oczywiście nie! Krzyżacy dążyli najpierw do przetrwania, później
do powiększenia swego terytorium, a w końcu do ustabilizowania
swojej potęgi. Posiadając olbrzymi potencjał militarny, sprawną,
zakonną organizację i posłusznych zakonników zamiast butnych
rycerzy, a także środki finansowe (skarbiec zakonny do pokoju
toruńskiego, obok skarbca króla Anglii Henryka VII był jedynym w
historii późnośredniowiecznej i nowożytnej Europy, który był
zawsze pełen i nieobciążony długami) Krzyżacy mogli zrealizować
te cele i byliby imbecylami politycznymi gdyby tego nie zrobili.
Królestwo Polskie, jako kraj chrześcijański, z definicji nie mógł
być celem ich ataków, gdyż ich misją była walka z poganami; sama
Polska dawała im preteksty do ataku nie wywiązując się ze
zobowiązań lub zawierając przymierza z pogańską Litwą (mam na
myśli czasy Łokietka, nie Jagiełły). Poza wojnami z Polską,
Krzyżacy wojowali z wieloma innymi krajami, np. Litwą czy Danią,
ich głównym celem nie były biedne Kujawy czy ziemia dobrzyńska,
ale panowanie nad Bałtykiem.<br /> Kolejni Jagiellonowie złamali
potęgę Krzyżaków i podporządkowali ich sobie już jako świeckie,
luterańskie Prusy Książęce. Również niebezpieczne Cesarstwo
stało się zlepkiem małych ksiąstewek, spośród których Korona
graniczyła jedynie z ubogą, słabą Brandenburgią, która już w
średniowieczu zdążyła nieco napsuć nam krwi, ale były to raczej
lokalne i mało znaczące epizody, jak na przykład zamordowanie
Przemysła II (w sumie nieco przypadkowe). We wczesnej epoce
nowożytnej stosunki Polsko-Niemieckie ograniczają się do kontaktów
dyplomatycznych z Habsburgami. I tutaj rzecz jest zaskakująca,
pomijając wyprawę arcyksięcia Maksymiliana po koroną po
rozdwojonej elekcji, nie ma przypadku wojny między Rzeczpospolitą a
Cesarzem. Pomimo sporej niechęci polskiej szlachty do Habsburgów,
która zawsze wzbraniała się przed elekcją przedstawiciela tego
rodu na króla i dostawała białej gorączki podczas małżeństw
Zygmunta III z Anną, następnie Konstancją (tutaj doszedł problem
pokrewieństwa, gdyż obie królowe były rodzonymi siostrami) oraz
Władysława IV z Cecylią Renatą. Sojusz polityczny i wojskowy
Rzeczpospolitej i państwa Habsburgów kwitł w najlepsze, cesarz
pomógł nam nawet zbrojnie w trakcie Potopu Szwedzkiego, a my
powstrzymaliśmy się od zaatakowania go podczas Wojny
Trzydziestoletniej choć mieliśmy doskonałe warunki do zajęcia
Śląska. Wracając do Potopu Szwedzkiego, to od tego wydarzenia, a
raczej od traktatów welawsko-bydgoskich zaczyna się historia
naszego przyszłego arcy-wroga, ale o tym później. Należy tylko
wspomnieć, że w zamian z odejście Brandenburgii od sojuszu ze
Szwedami, który kwitł w najlepsze, czego dowodem może być klęska
Jana Kazimierza pod Warszawą, król zrzekł się zwierzchności
lennej nad Prusami Książęcymi, co było brzemienne w skutkach.
Wracając do przyjaźni Polsko-Habsburskiej; jej apogeum przypadło
za panowania Jana III Sobieskiego. Król ten miał niebywałą
sposobność zniszczenia Austrii, figurował bowiem jako element
planu króla Francji Ludwika XIV, z którym to Rzeczpospolita miał
zawrzeć sojusz w celu pokonania Habsburgów. Tu trzeba wspomnieć,
że już Władysław IV, Jan Kazimierz i Jan III Sobieski mieli za
żony Francuzki, więc widoczne jest tu przeorientowanie polityczne.
Sobieski pozostał jednak wierny cesarzowi i ocalił go od
nieuchronnej klęski z rąk Turków w 1683 roku, a nawet pomógł mu
odbić z ich rąk Węgry nie otrzymując prawie nic w zamian. Kiedy
Rzeczpospolita chyliła się ku upadkowi pod rządami Sasów, królów
wprawdzie miernych, ale z pewnym potencjałem u naszych boków rośli
potężni sąsiedzi. W XVIII wieku nasz kraj nie nadawał się już
do rządzenia, samowola oligarchów magnackich i zrywanie sejmów
pokonałaby nawet najgenialniejszego przywódcę, a co dopiero
fajtłapowatych Augustów. Nieuchronną koleją rzeczy demokracja
przeradza się w ochlokrację, a tę może uzdrowić tylko tyrania.
Tak też stało się W Polsce. Nic dziwnego, że wśród rozbiorców
były aż dwa państwa niemieckie, po prostu (poza Turcją i Rosją)
Rzp-lita z innymi nie graniczyła, a co ma zrobić silny i dobrze
rządzony kraj, który potrzebuje terenów do ekspansji, kiedy bod
bokiem ma kolosa w stanie agonii? Rozbiory były faktycznie tragedią
dla Polski, ale zadziałały też jak kubeł zimnej wody dla Polaków.
Tylko dzięki nim do głosu mogli dojść bohaterowie, którzy w
innych okolicznościach nigdy nie mogliby zaistnieć, jednak za
bardzo odbiegłem od tematu.<br /> Po zawierusze napoleońskiej, w
drugiej połowie XIX wieku rozpoczyna się w całej Europie proces
budzenia się świadomości narodowej. Dopiero od tego momentu możemy
mówić od stosunkach jednego narodu do drugiego, wszystkie
wydarzenia wcześniejsze były tylko decyzjami niewielkiej grupy
rządzących, a państwa de facto należały do swoich władców.
Proces ten zaczął dotyczyć zarówno Polaków jak i Niemców, a co
mieli zrobić rządzący, kiedy w ich własnym kraju zaczyna
powstawać grupa świadoma swej obcości i dążąca do oderwania
się? Zabór pruski i austriacki są idealnym przykładem dwóch dróg
rozwiązania tego problemu. W wieloetnicznym tyglu kulturowym
Cesarstwa Austriackiego Polacy stanowili niewielką część
problemu, dlatego też Wiedeń zdecydował się na formę
federalistyczną, poszczególne kraje Habsburskie otrzymywały
swobody i autonomię, zaczęły działać sejmy krajowe o
ograniczonych kompetencjach, mógł rozwijać się polski język,
szkolnictwo i kultura, nic dziwnego, że akurat w tym zaborze u
władzy utrzymali się konserwatyści, zwłaszcza, że gorące głowy
zostały ścięte w trakcie rabacji. Z kolei Prusy mogły pozwolić
sobie na rozwiązanie problemu poprzez dociśnięcie śruby, tępiono
polski język, szkolnictwo, samorządność. Poprzez germanizację
starano się zmienić Polaków w Niemców, zaczęły działać takie
organizacje jak Hakata, a symbolami tych czasów stały się
strajkujące dzieci z Wrześni i wóz Drzymały.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Koniec części pierwszej<br /> </div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-65329709202657341712013-05-30T10:35:00.002+02:002013-05-30T10:35:17.175+02:00Jeszcze trochę o muzułmanach<div style="margin-bottom: 0cm;">
Przez ostatnie kilka miesięcy
obserwuje się wzrost nastrojów anty-islamskich w Europie. Wystarczy
zajrzeć do Internetu. I, niestety, tylko Internetu – inne media,
wciąż hołdują zasadzie politycznej poprawności (skądinąd
wymysłu piekłoszczyka Karola Marksa) i ignorują lub przeinaczają
typowe fakty. Na niechęć internautów zasłużyli sobie sami
muzułmańscy imigranci w Europie. Coraz częściej słyszymy o
agresywnej i roszczeniowej postawie tychże w krajach Europy
Zachodniej i Północnej. Samochody zapłonęły na przedmieściach
Sztokholmu; w Londynie muzułmanie mordują Anglików w biały dzień;
a w Paryżu, pod rządami socjalistów, ludzie zaczynają sięgać po
coraz drastyczniejsze środki w walce o normalność. Wszystko o czym
napisałem powyżej to fakty powszechnie znane. Nie chcę przytaczać
w tej notce truizmów więc zajmę się analizą przyczyny problemu i
sposobem jego rozwiązania. Dlaczego muzułmanie napływają masowo
do Europy? Powodem oczywiście jest SOCJALIZM! W krajach
muzułmańskich Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu aby zarobić
na chleb trzeba pracować, dokładając do tego wielodzietny model
rodziny – trzeba zarobić więcej żeby utrzymać dzieci i żony. W
Europie nie trzeba pracować gdyż otrzymuje się pomoc SOCJALNĄ za
nieróbstwo, a jak ma się wiele dzieci to dostaje się więcej
pieniędzy. Dochodzi do tego, że Europejczycy pracują i płacą
wysokie podatki aby utrzymywać wielodzietne rodziny muzułmanów. Do
tego Europejczycy nie mają dzieci bo zarabiać muszą mężczyźni i
kobiety, nie ma już kto wychowywać potomków. Za kilka pokoleń
stara Europa wymrze i zmieni się w emiraty i kalifaty.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Moje rozwiązanie problemu to
pogonienie socjalistów z Europy. Kiedy muzułmanom zakręci się
kurek z pomocą socjalną i zmusi do pójścia do pracy wyjadą gdzie
indziej lub wrócą do swoich krajów. Jest to scenariusz
optymistyczny, choć mało realny. Najprawdopodobniej imigranci wyjdą
na ulicę i zapłoną sklepy i samochody. Lewacy zapewne będą
pyszczyć w telewizji, że aby uspokoić sytuację trzeba przywrócić
socjal, bo trzeba być tolerancyjnym dla wszystkich itd. Nieprawda!
Nie należy być tolerancyjnym. Tolerancja kończy się właśnie dla
Europy tragicznie.</div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-25932711063132294602013-04-13T20:23:00.000+02:002013-04-13T20:23:11.166+02:00Prawo na lewo<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
We Francji w okresie Wielkiej Rewolucji
zapoczątkowano pewien podział parlamentarny, który obowiązuje do
dziś. W tym wpisie przedstawię historyczny podział polityków na
prawicę i lewicę. Otóż w zrewoltowanych Stanach Generalnych
zwolennicy szybkich, radykalnych zmian zasiedli po lewej stronie
sali; natomiast opowiadający się za powolnymi i przemyślanymi
reformami, lub też na zachowaniu status quo usiedli po prawej.
Oczywiście najwięcej było niezdecydowanych, którzy zajęli
miejsca pośrodku i zostali pogardliwie nazwani bagnem. Podział ten
przyjął się i ugruntował w parlamentaryzmie XIX i XX wieku,
jednak z pewnymi zmianami. W wieku XIX, kiedy w Europie wciąż
panowały monarchie na lewicy zasiadali liberałowie, zwolennicy
demokracji i republikanie. Prawicę zaś tworzyli monarchiści i
reakcjoniści. Socjaliści z kolei byli pogardzani i w ogóle nie
brani pod uwagę. Im bliżej schyłku XIX stulecia socjaliści
dochodzili do coraz większego znaczenia; już w latach 50. i 60. we
Francji rządził przychylny im Napoleon III. Na prawicy zaś
pojawili się chadecy czyli zwolennicy poglądów chrześcijańskich
w polityce. Przed I Wojną Światową podział wyglądał
następująco: od lewej socjaliści, libertarianie, liberałowie,
centrum, chadecy, konserwatyści i monarchiści najdalej na prawo.
Komuniści natomiast stanowili groźną sektę, niedopuszczaną do
rządów. 20-lecie międzywojenne przynosi istotną zmianę w
polityce, pojawiają się nowe doktryny polityczne. Zaczyna również
funkcjonować pierwszy kraj, w którym władzę przejęli komuniści
– bolszewicka Rosja. Zapoczątkowanie idei faszystowskiej przynosi
zamęt w dotychczasowym podziale na lewicę i prawicę. Faszyści z
definicji powinni znajdować się po lewej stronie, ale tam rozsiadł
się już wygodnie, nienawidzony przez nich komunizm, dlatego też
faszyści zaczęli uważać się za radykalną prawicę co kłóci
się z ich socjalistycznym rodowodem. Powstał więc równoległy
podział, obok dotychczasowego: (liberalizm po lewej, konserwatyzm po
prawej) komunizm, socjalizm, partie chłopskie, chadecja,
konserwatyzm, faszyzm, nazizm. No właśnie, nazizm; faszyzm w
odsłonie Adolfa Hitlera połączył idee włoskie z narodowymi.
Abstrahując od rasizmu i ksenofobii nazistów, mamy tu postawienie
interesów własnego narodu na piedestale i rozwiązania
socjalistyczne. Trzeba pamiętać, że Hitler był socjalistą, a
jego partia NSDAP to Narodowo-SOCJALISTYCZNA ROBOTNICZA Partia
Niemiec. To powinno usytuować ją na lewo tuż obok komunizmu.
Obalenie idei faszystowskich w Europie podczas II Wojny Światowej
rozwiązało problem faszystów. Nastąpiła również pogoda na
demokrację, monarchie odchodziły w niebyt historii i do dzisiaj
ustrój ten (nie biorąc pod uwagę reprezentacyjnych reliktów)
obowiązuje jedynie w Księstwie Liechtenstein. Tradycyjne podziały
zaczęły się zacierać, państwa europejskie coraz częściej
romansowały z socjalizmem a spora część Europy znalazła się pod
piekłem komunizmu. Z biegiem lat dobrobyt i pokój wypracowany przez
monarchie, kolonializm i wsparcie bogatych Stanów Zjednoczonych
rozleniwiały Europejczyków z zachodu. Europa pogrążyła się w
ruchomych piaskach socjalizmu i państwa opiekuńczego (co na jedno
wynika) czego efektem jest obecny kryzys gospodarczy. Jeśli dziś
spojrzymy na podział partii politycznych zobaczymy, że podział na
prawicę i lewicę taki jak w XIX wieku nie jest możliwy. Nie ma już
monarchistów, konserwatyści to tak naprawdę socjaliści
sprzeciwiający się aborcji, chadeków zlikwidowała decyzja papieża
o nieangażowanie się kleru w politykę, no i niem ma komunistów,
tyle dobrze. Jak sytuacja wygląda w Polsce? Tutaj odsyłam do mojej
notki o orientacji politycznej polskich partii.</div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-57635713313812874962013-03-16T12:06:00.003+01:002013-03-16T16:21:36.851+01:00Kto po Tusku?<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Dziś nieco o polityce. Od dłuższego
czasu w Internecie utrzymuje się pewien trend, otóż internauci
nienawidzą Donalda Tuska i rządów PO; można to porównać tylko z
nienawiścią jaką darzyli rządy PiSu w latach 2005-2007. O ile za
pierwszej kadencji PO jeszcze było tolerowane to już od początku
następnej kadencji Tusk podpadł internautom i do dziś nie
odbudował swojego dobrego wizerunku. Co najbardziej doskwiera
internetowej społeczności? Najważniejszym impulsem była sprawa
umowy ACTA, którą chciano podpisać zimą ubiegłego roku, to
przeważyło czarę goryczy po wielu innych niepowodzeniach rządu.
Natomiast szczególną niechęć i to utrzymującą się permanentnie
zaskarbił sobie premier podwyżką podatku VAT. Dlaczego piszę
tylko o internautach? Gdyż w tym środowisku najlepiej się
orientuję, telewizji nie oglądam, choć domyślam się, że stacje
raczej przekonują społeczeństwo, że wszyscy kochają PO i Tuska;
prasa zaś jest skrajnie prawicowa albo skrajnie lewicowa lub też
powiela wzorce telewizyjne. Jest jedna bezstronna gazeta, którą
czytuję, ale nie będę robił jej tu reklamy. Internet natomiast
jest soczewką skupiającą nastroje społeczeństwa i jest w swej
olbrzymiej masie i różnorodności najbardziej obiektywny. Wróćmy
do wątku głównego. Rządy PO są na razie stabilne, w koalicji nie
ma tarć i choćby opozycja stawała na głowie nie będzie
przyśpieszonych wyborów. Przyjmując jednak, że takowe się
odbędą, kto byłby w stanie zastąpić Donalda Tuska? Zaczynamy
wyliczankę. Profesor Glinski? Sterowany zza pleców przez Jarosława
Kaczyńskiego premier z tabletu posiadający ober-socjalistyczny
program? Proszę Państwa bądźmy poważni, tysiąc złotych
miesięcznie dla rodziców na dziecko – po pierwsze z czego? Budżet
trzeszczy w szwach, podatki już i tak za wysokie, dopłaty unijne
kiedyś się skończą, a pan profesor lekką ręką szasta nie
swoimi pieniędzmi. No, ale jeśli chcemy mieć drugą Grecją to
proszę bardzo. Program Glińskiego to czysty populizm wymyślony
zapewne przez geniuszy z PiSu, żeby tylko dorwać się do stołków
i ponownie spijać śmietankę. Na szczęście PiS przy swoim 25%
poparciu nawet jeśli zwycięży w wyborach nie będzie rządził
gdyż nie posiada nawet znikomej zdolności koalicyjnej, ze
wszystkimi jest skłócony. Zakładam, że gdyby PiS wygrał wybory
będzie się miotał przez kilka miesięcy po czym zrezygnuje z
rządzenia tak jak poprzednio, nie daję im nawet dwóch lat.
Kolejnym kandydatem jest lewica; nowy twór panów Kwaśniewskiego i
Palikota być może obecnie ma 17% poparcia, ale jest to spowodowane
wyłącznie urokiem jego nowości, kiedy Janusz Palikot zakładał
partię swego imienia ludzie też oszaleli na jego punkcie, a później
gdy tylko wszedł do sejmu po kolei zaczął rozczarowywać sobą
lewicowy elektorat. Tak samo będzie z Europą Plus, jej poparcie
będzie z czasem malało. Elektorat lewicowy w Polsce to najwyżej
około 1/3 wyborców i jest to zbyt mała liczba by któraś z
pączkujących i wciąż dzielących się partii lewicowych osiągnęła
wysoki wynik. To samo dotyczy się SLD, które mocno straciło po
powstaniu Ruchu Palikota i powoli odbudowywało poparcie, kiedy ten
drugi je tracił, to działa jak system naczyń połączonych. I
jeśli Leszek Miller za czasów swoich rządów wprowadził kilka
sensownych rozwiązań to obecnie, przy radykalizacji nastrojów w
Polsce coraz bardziej wyłazi z niego stary komunista, którym
przecież kiedyś był. Jedyną ogólnie lubianą postacią w SLD
jest Ryszard Kalisz (nie przeze mnie oczywiście, ja nie cierpię
żadnych socjalistów), a jego ostatni konflikt z przewodniczącym z
pewnością nie przysporzy temu ostatniemu popularności. Jeśli
chodzi o partie rolnicze, czyli obecnie wyłącznie PSL, to jest to
partia bez szans na zwycięstwo, za to z dużymi szansami na władzę,
chyba jako jedyna partia mogłaby wejść w koalicję z każdym i do
tego dobrze nadaje się jako partia samorządowa na obszarach
wiejskich. Chociaż, szczerze się przyznam, jej program jest mi
całkowicie obcy. Pozostają partię spoza parlamentu. Efemerydy jak
Solidarna Polska czy PJN, czyli wyrodne dzieci PiSu również nie
mają szans na władzę lub choćby wejście do sejmu. Myślę, że
zginą one śmiercią naturalną, pewnie stałoby się to już dawno
gdyby nie sztuczne podtrzymywanie je przy życiu przez telewizje,
które mają jakiś interes w ciągłym przypominaniu o nich, zapewne
chcą osłabić/wzmocnić PiS; niepotrzebne skreślić. O Polskiej
Partii Pracy, Państwo pozwolą, pisał nie będę ponieważ się tą
partią brzydzę i trochę mnie śmieszy. Jedyną partią w Polsce,
która ma porządny program gospodarczy jest Kongres Nowej Prawicy
Janusza Korwin-Mikkego. Ta partia mi osobiście odpowiada, jednakże
nie ma ona obecnie szans na władzę. Ostatnie sondaże dają jej
około 4% poparcia, lecz myślę, że wzrosłoby ono szybko gdyby nie
paskudny zwyczaj ignorowania tej partii przez telewizje głównego
nurtu. W najważniejszym kanałach telewizyjnych KNP nie istnieje a
jej przewodniczący pokazywany jest tylko w przypadku gdy jego
wypowiedzi ostrzej niż zazwyczaj dotkną jakiejś osoby lub grupy.
Czy Janusz Korwin-Mikke byłby dobrym premierem? Zapewne tak. Ale czy
będzie premierem? Z pewnością nie. No chyba, że ludzie przestaną
oglądać telewizję. Łatka oszołoma już na dobre przylgnęła do
tego polityka i odbrązowienia go to benedyktyńska praca na długie
lata. W dodatku sam zainteresowany w tym nie pomaga używając
ostrego języka i posiadając niezmienne, czasem skrajne poglądy, z
którymi większość Polaków się nie zgadza (choć nikt nigdy nie
powiedział, że większość ma rację). Któż zatem zamiast Tuska?
Z pewnością nawet się Państwo nie spodziewają odpowiedzi,
dziennikarze przyzwyczaili nas, że stawiają tezę i nie odpowiadają
na nią; bo przecież muszą być bezstronni, ale ja nie jestem
dziennikarzem tylko historykiem. I z pełną świadomością
wyznaczam swojego kandydata na technicznego premiera – prezydenta
Centrum im. Adama Smitha profesora Roberta Gwiazdowskiego. Moim
zdaniem ten człowiek z pewnością byłby najdoskonalszym władcą
Polski od czasów Władysława IV Wazy!</div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-23134626461900509942013-02-17T18:01:00.000+01:002013-02-17T18:02:03.955+01:00Upadek Europy Zachodniej?<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Uwaga! Poniższa notka jest skrajnie
nietolerancyjna, tendencyjna i operująca stereotypami, jeżeli ktoś
poczuje się obrażony jej treścią, autor ostrzega i nie ponosi za
to odpowiedzialności.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zastanawialiście się państwo kiedyś,
co przyczyni się do upadku cywilizacji Europy Zachodniej? Ostatnio
coraz częściej dochodzę do wniosku, że znam odpowiedź na to
pytanie. Otóż do upadku Zachodu walnie przyczyni się tolerancja i
poprawność polityczna. Mówię to jako osoba dość tolerancyjna,
choć może raczej niepoprawna politycznie. Dzisiejsza notka będzie
dość ostra w swej treści, więc na wstępie przedstawię swój
pogląd na tolerancję względem mniejszości. Osobiście, jak już
wspomniałem jestem tolerancyjny, oczywiście z pewnymi
zastrzeżeniami, jak na prawicowca przystało. Nie przeszkadzają mi
mniejszości etniczne w Polsce, ponieważ jest ich tu niezwykle mało
i nie są dostrzegalni; darzę olbrzymim szacunkiem Żydów, o czym
już pisałem; natomiast jeśli chodzi o mniejszości seksualne, to
nie obchodzą mnie dopóki nie afiszują się ze swoją seksualnością
na paradach itp. Naprawdę, nie przeszkadza mi dwóch mężczyzn
trzymających się za ręce, ale już ostentacyjne przyznawanie się
do homoseksualizmu i robienie na tym kariery w show-biznesie lub
polityce już mnie odstręcza. Jednak nie o tym chciałem pisać, to
temat na osobną notkę. Pomimo swojej tolerancji z coraz większym
niepokojem śledzę doniesienia o narastającym rozbestwieniu się w
Europie Zachodniej muzułmanów. Nie ulega wątpliwości, że
mieszkańcy Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu w swej masie,
stoją na niższym poziomie cywilizacyjnym niż Europejczycy z
Zachodu; proszę mnie źle nie zrozumieć, rozumiem te słowa jako
historyk, muzułmanie przypominają mi XIX-wiecznych Europejczyków.
Są agresywni w tłumie oraz szalenie bogobojni, to daje im znaczną
przewagę nad laicyzującą się Europą, posiadają wiele dzieci,
więc ich przyrost naturalny jest znacznie większy niż u
Europejczyków. Ich kultura znacząco różni się od naszej; nie
dotarła do nich XX-wieczna rewolucja seksualna, i zeświecczenie
społeczeństw. Do tego dochodzi islam jako religia zawierająca w
sobie elementy niezrozumiałe dla chrześcijan, na przykład w
przypadku podejścia do kobiet; zawierająca także szalenie
niebezpieczną doktrynę o świętej wojnie, uczeni muzułmańscy
mogą twierdzić, że jest to przenośnia, jednak większość odnosi
się do tego fragmentu Koranu dosłownie. Jeśli skonfrontuje się
muzułmanów ze współczesnymi Europejczykami, odchodzącymi od
religii, nastawionymi na karierę zawodową, posiadającymi niewiele
dzieci i, co najgorsze, tolerancyjnymi to ośmielam się stwierdzić,
że muzułmanie nakryją nas czapkami.<br />
Dlaczego tak jest, otóż
wpuszczając do naszych krajów element obcy kulturowo, pozwalając
mu budować swoje świątynie, kultywować swoją kulturę i język
kopiemy sobie grób. Muzułmanie wcale nie są tolerancyjni, dla nich
chrześcijanie to niewierni, których trzeba nawrócić na islam,
gdyż jesteśmy w połowie drogi do piekła. Za kilkadziesiąt,
kilkanaście lat muzułmanie mogą przejąć władzę w Europie, a
wtedy wszyscy będziemy musieli modlić się do Allaha, Europejki
będą musiały nosić czadory, nasze dzieci w szkołach będą
wkuwały na pamięć wersety Koranu, a tolerancyjni homoseksualiści
zostaną w najlepszym wypadku pozamykani do więzień. Co więc
powinniśmy zrobić? Zasymilować lub deportować! Premier Australii
już teraz ogłosił, że mieszkający na wyspie muzułmanie, jeśli
się nie nauczą się języka angielskiego i nie będą przestrzegać
australijskiego prawa, zostaną deportowani; czyli jednak można w
dzisiejszym cywilizowanym świecie rządzić twardą ręką. Europa
od wieków broniła się przed islamem, musimy sprawić muzułmanom
kolejne Poitiers, Lepanto lub Wiedeń. Czy muzułmanie są winni temu
stanowi rzeczy? Oczywiście nie! Winni są tylko i wyłącznie
Europejczycy. Nie dziwię się muzułmanom, że prowadzą swoją
ekspansję w kierunku tak bogatego i podatnego gruntu jakim jest
Europa, zwłaszcza, że Europejczycy sami ich zapraszają. Poniżej publikują dwa filmy, które są dobrą ilustracją i potwierdzeniem moich słówm</div>
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/ruOASffCA44?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe><br />
<div>
<br />
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/9eL6G93i-Nk?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-50353784000851025662013-02-03T19:24:00.000+01:002013-02-03T19:24:15.058+01:00Stosunki polsko-rosyjskie i katastrofa smolenska<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Dzisiejsza notka, ponownie, w dwóch
częściach. Zajmę się dziś stosunkami polsko-rosyjskimi; tak
więc, część pierwszą poświęcę na na krótki, szkolny kurs
stosunków z naszym wschodnim sąsiadem na przestrzeni dziejów, a w
drugiej części przedstawię swój punkt widzenia na wydarzenie
najbardziej obecnie zajmujące w tych stosunkach – katastrofę
smoleńską.<br /> Nie ulega wątpliwość, że z Rusinami, Rosjanami i
bolszewikami biliśmy się w naszej historii często. Można nawet
ostrożnie założyć, że ze wschodnim sąsiadem toczyliśmy wojny
najczęściej spośród wszystkich. Od czasów Bolesława Chrobrego i
jego wypraw na Kijów, jak również, jego wielkiego naśladowcy
Bolesława Szczodrego vel Śmiałego aż do czasów rozbicia
dzielnicowego. Wyprawy te wpisywały się w ogólny trend wypraw
wojennych groźnych Bolesławów epoki wczesnopiastowskiej. Ruś
Kijowska nie była wcale głównym celem wypraw Piastów, lepsze były
Czechy, bo bogatsze, a łatwiejsze do złupienia niż, np. Rzesza,
częste były również krótkotrwałe sojusze i mariaże, w dwóch
słowach: normalna dyplomacja. W okresie rozbicia dzielnicowego nasze
stosunki z sąsiadami były skomplikowane, a biorąc pod uwagę fakt,
że Ruś również była podzielona to opisywanie tutaj kontaktów
wszystkich książąt Piastowskich ze wszystkimi książętami
ruskimi zajęłoby zbyt wiele miejsca. Faktem jest natomiast, że
kiedy Królestwo Polskie podnosiło się z upadku Wschód wciąż był
rozbity i w dodatku przytłamszony tatarskim jarzmem. Był to łatwy
i smakowity kąsek dla Korony Kazimierza Wielkiego, który
rekompensując sobie utracone przez ojca Pomorze Gdańskie podbił
Ruś Halicką i Włodzimierską, których losy były zmienne w
szalonych czasach Andegawenów a ostatecznie przyłączyła do
naszego państwa król Jadwiga. Poza tym skrawkiem, w późnym
średniowieczu stosunki polsko-rosyjskie nie istniały, rolę naszego
wschodniego sąsiada spełniało Wielkie Księstwo Litewskie. Dopiero
kolejne układy i unie z Litwą ponownie przeorientowały nas na,
dalszy już w tym momencie, wschód. Oto daleko na północ i wschód
od Kijowa szybko rozwijała się mała osada założona jako
forpoczta księstwa Suzdalskiego – Moskwa. Księstwo Moskiewskie w
epoce nowożytnej zrobiło oszałamiającą karierę. Rządzone przez
mających silną władzę kniaziów szybko wchłonęło i pokonało
sąsiednie księstwa ruskie włącznie w potężną i bogatą
Republiką Nowogrodzką. Moskwa zaczęła zagrażać Litwie. Gdyby
nie unia z Koroną, kolos na glinianych nogach, jakim była Litwa,
pewnie szybko zostałby pokonany przez agresywne ksiąstewko. We
wczesnej epoce nowożytnej w Rzeczposoplitej panowało przekonanie,
że wrogowie północni, czyli Moskwa i Szwecja są na tyle słabi,
że Litwa powinna dać sobie z nimi radę sama, Korona natomiast musi
bronić kraj przed Tatarami i Turkami z południa. Jednak Polacy
musieli wielokrotnie pomagać Litwinom z ich przeciwnikami. Moskwa,
która dążyła do zagarnięcia wszystkich ziem ruskich traktowała
Litwę jako swojego naturalnego wroga, do tego doszły jeszcze próby
dojścia do Bałtyku. Kolejna wielka wojna stoczona została za
czasów Stefana Batorego. Udało nam się zdobyć moskiewskie
twierdze Połock i Wielkie Łuki odcinając tym samym Iwana Groźnego
od Inflant. <br /> Za czasów naszego następnego króla, Zygmunta III
to my z kolei wyrządziliśmy Rosjanom wielką krzywdę –
dymitriady i Wielką Smutę. Nasze wojska pokonały Rosjan w świetnej
bitwie pod Kłuszynem, zajęliśmy Moskwę, osadziliśmy na tronie
przychylnego nam cara i plądrowaliśmy kraj, w dodatku zrobiliśmy
to dwukrotnie! Rosjanie mają o co mieć do nas żal. Niestety, albo
na szczęście, nasza szansa została zmarnowana, Władysław Waza
nie został carem. Za to już jako król poprowadził kolejną
wyprawę na wschód i odzyskał Smoleńsk. Za panowania jego brata
Rosjanie ruszyli do kontrataku. Wyprawa cara Aleksego zalała Litwę
aż po Wilno, na szczęście (sic!) chwilę później zalali nas
również Szwedzi i przestraszony Aleksy stracił impet. Kiedy
Szwedów już wygoniliśmy pozbycie się Hiperborejczyków było już
tylko kwestią czasu (doskonałe zwycięstwo pod Cudnowem). Jednakże
utraciliśmy część wschodnich terenów. Z powodu kozaków,
straciliśmy pół Ukrainy z Kijowem (kozacy przejechali się na tym
jak Zabłocki na mydle, gdyż o ile w Rz-plitej mieli jeszcze jakieś
swobody to w rządzonej nieomal despotycznie Rosji zostali szybko
stłamszeni). Oderwano od nas również ostatecznie ziemie Smoleńską,
Siewierską i Czernichowską. W XVIII w. Nastąpiło ogólne
rozprzężenie naszego państwa, o ile jeszcze za Augusta Mocnego
układaliśmy się z Piotrem I przeciw Szwecji (obaj panowie ponoć
mocno się upili podczas rozmów) co skończyło się splądrowaniem
neutralnej Rzeczpospolitej w Wielkiej Wojnie Północnej; o tyle
dalsze czasy saskie to już tylko powolna degrengolada państwa i
wzrost potęgi Rosji. No i stało się, w czasach Stanisławowskich
byliśmy już tylko marionetką potężnego wschodniego sąsiada, a
jak marionetka zepsuła się do reszty to rozebrano ją na części i
przerobiono na surowce wtórne – Królestwo Polskie, Wielkie
Księstwo Poznańskie i Królestwo Galicji i Lodomerii. Oczywiście
wcześniej mieliśmy kilka ostatnich podrygów – najpierw wojna w
obronie Konstytucji, powstanie Kościuszkowskie, później wyprawa na
Moskwę wraz z Napoleonem (swoją drogą, byliśmy w Moskwie w 1612 i
1812; szansa na powtórzenie tego trendu w 2012 roku jednak minęła),
jednak ostatecznie wszystko to zakończyło się porażką. Tak się
stało, że największa część Polski stała się Rosją.
Romantyczne powstania przynosiły już mniej romantyczne klęski. W
końcu Wielka Wojna, o którą modlił się Mickiewicz, w której
Polak niemiecki strzelał do Polaka rosyjskiego i upragniona
niepodległość i znów wojna, w której znów pokazaliśmy nasz
dawny pazur i ponownie udowodniliśmy, że Polacy jednaj potrafią
zwyciężać. Rok 1920 był bez wątpienia zbawienny nie tylko dla
Polski, ale dla całej Europy. A później kolejne 20 lat przygotowań
do wojny z Moskwą, którą II RP traktowała jako swego głównego
wroga, lecz w tym wypadku zagrożenie było realne. I nastał rok
1939 przynosząc wojnę, do której nie byliśmy przygotowani
spotęgowaną dodatkowym ciosem w plecy od bolszewików. I po raz
kolejny stało się, że część Polski stało się Rosją. Po
horrorze hitlerowskim przetoczyła się przez nasz kraj
niszczycielska maszyna Armii Czerwonej pozostawiając po sobie już
tylko czerwień. I stało się, że po raz trzeci, już cała Polska
stała się Rosją, tylko trochę subtelniej. Staliśmy się zabawnym
barakiem i przyjęliśmy najgłupszy ustrój świata właśnie dzięki
naszemu wschodniemu sąsiadowi. Przez pół wieku byliśmy zależni i
degenerowani. Ale ludzie są istotami rozumnymi, które wciąż
podświadomie dążą do szczęścia, którego nie da się osiągnąć
w państwie realnego socjalizmu, zwłaszcza na wzór radziecki. W
końcu obaliliśmy komunę i uniezależniliśmy się od Rosji, która
też stała się inną Rosją, może nie idealną, ale jednak inną.
Ale coś w nas po tym tysiącu lat wzajemnych wojen i robienia sobie
świństw pozostało i będą potrzebne dziesięciolecia by to
naprawić.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Katastrofa smoleńska to bez wątpienia
jedno z najważniejszych wydarzeń w historii polski ostatniej
dekady. Bystrzejsi czytelnicy już w poprzednim zdaniu mogli odnaleźć
jasny dowód na moje stanowisko w sprawie tego wydarzenia. Celowo
napisałem „katastrofa”, gdyż jest rzeczą oczywistą, że
rozbicie się pod Smoleńskiem prezydenckiego samolotu było
wypadkiem spowodowanym błędem polskich pilotów, niesprzyjającą
aurą i możliwe, że również zaniedbaniami ze strony naziemnej
kontroli lotu. Nie było żadnego zamachu i każdy kto twierdzi
inaczej, albo stara się ugrać na tym jakiś polityczny interes,
albo cechuje się nad wyraz ograniczonym umysłem. Postaram się
poprzeć moją śmiałą tezę jako historyk. Historia nie jest
bowiem tylko zbiorem faktów, dat i nazwisk z przeszłości, to
również, a może przede wszystkim wyciąganie wniosków i krytyczna
ocena wydarzeń pod kątem przyczyn i skutków. I właśnie o tych
ostatnich chciałem napisać. Zakładając, że Rosjanie mieli jakiś
cel w zlikwidowaniu Lecha Kaczyńskiego, swoją drogą polityka
miernego, nieprzystosowanego do realnej polityki, kierującego się
sentymentami i własnymi uprzedzeniami. Jakie kroki podjęli po jego
śmierci w stosunkach dyplomatycznych z Polską? Żadne! Bardziej
przemawiająca jest śmierć wysokiej rangi oficerów Wojska
Polskiego, była to strata dużo bardziej niebezpieczna niż śmierć
prezydenta, który w Polsce nie posiada zbyt wielkiej władzy i jego
nagłe zniknięcie nie powoduje paraliżu państwa. Wracając do
generałów, na krótko po 10 kwietnia w mediach zaczęła krążyć
plotka o przepowiedni Nostradamusa, jakoby ów średniowieczny
wizjoner przewidział smoleńską katastrofę, przepowiednia składała
się z dwóch części, pierwsza zawierała opis katastrofy samolotu,
druga natomiast była wizją napaści naszego wschodniego sąsiada.
Przepowiednia była zmyślona, ale jasno obrazuje mentalność
Polaków, wciąż obawiamy się wojny z Rosją. Co udowodniłem, w
pierwszej części tego tekstu. Od 10 kwietnia 2010 roku minęły
ponad dwa lata; gdzie są rosyjskie czołgi i samoloty? Dlaczego
Rosjanie nie wykorzystali znakomitej okazji? Dlaczego diabeł
wcielony Władimir Putin czule obejmował premiera Tuska zamiast
strzelić mu w tył głowy jak na byłego oficera KGB przystało?
Czemu Rosjanie nie skonsumowali owoców udanego „zamachu” i nie
wkroczyli do osłabionej i pogrążonej w żałobie Polski? Odpowiedź
na to pytanie jest jasna, Rosja nie musi podbijać Polski, ma dość
własnego terytorium. Choć w obecnych czasach wojen nie toczy się
już o terytoria tylko o surowce naturalne, których nie mamy. Nie
było i nie będzie nowej wojny polsko-rosyjskiej. Tak samo jak nie
było żadnego „zamachu” na samolot w Smoleńsku. Rząd premiera
Tuska również nie mógł przygotować owego zamachu. Kandydat PO w
wyborach prezydenckich miał pewne szanse w sondażach a śmierć
Kaczyńskiego tylko wzbudziła w ludziach współczucie i sympatię
dla jego brata, stąd tak wysoki wynik Jarosława Kaczyńskiego w
ostatnich wyborach.<br /> Podsumowując, katastrofa Smoleńska była
tylko nieszczęśliwym wypadkiem, nie miała żadnych politycznych
przyczyn, nie przyniosła również żadnych konsekwencji, a w
historii bardzo niewiele rzeczy planuje się bez sensu.</div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-13541150645107711432012-12-18T19:01:00.001+01:002012-12-18T19:01:25.717+01:00Jak wymawiać nazwiska marszałków Napoleona<br />
Spotkałem się ostatnio z faktem, że olbrzymi problem dla studentów stanowią nazwiska marszałków Napoleona. Nie ulega wątpliwości, że język francuski nie należy do szczególnie popularnych, a odznacza się tą paskudną przypadłością, że połowę głosek wymawia się inaczej niż Polak chciałby wymówić, a drugiej połowy nie wymawia się wcale. Dlatego też zamieszczam krótką ściągawkę z fonetycznym zapisem nazwisk marszałków francji epoki Napoleona I dla uczniów i studentów. Mam nadzieję, że komuś się przyda.<br />
Uwagi na początek: we Francji 'r' wymawia się bardziej miękko, bardziej 'rh', ale nie należy przesadzać z tą miękkością. Z kolej 'u' wymawia się jak 'i', chyba, że występuje zbitka 'ou' wtedy czytamy 'u' lub 'au' czytamy 'o'.<br />
<br />
Louis Alexandre Berthier - Bertie<br />
Joachim Murat - Mira<br />
Bon Adrien Jeannot de Moncey - de Monse<br />
Jean-Baptiste Jourdan - Żurdą<br />
André Masséna - Massena<br />
Pierre Augereau - Ożro<br />
Jean Baptiste Bernadotte - Bernadot<br />
Nicolas Jean de Dieu Soult - Su<br />
Guillaume Marie-Anne Brune - Brun<br />
Jean Lannes - Lan<br />
Édouard Adolphe Casimir Joseph Mortier - Mortie<br />
Michel Ney - Nej<br />
Louis Nicolas Davout - Dawu<br />
Jean-Baptiste Bessières - Besier<br />
François Christophe Kellermann - Kelerman<br />
François Joseph Lefebvre - Lyfewr<br />
Catherine Dominique de Pérignon - Perinion<br />
Jean Mathieu Philibert Sérurier - Serurie<br />
Claude Victor-Perrin - Wiktor-Perę<br />
Etienne Jacques Joseph Alexandre Macdonald - Makdonald<br />
Auguste Frédéric Louis Viesse de Marmont - de Marmą<br />
Nicolas Charles Oudinot - Udino<br />
Louis Gabriel Suchet - Sjusze<br />
Laurent de Gouvion Saint-Cyr - Guwią Są-Sje<br />
Józef Poniatowski - tu chyba nie powinno być problemów<br />
Emmanuel de Grouchy - de Gruszi<br />
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-25994816922514793552012-11-25T16:05:00.001+01:002012-11-25T16:05:36.893+01:00Antysemityzm<br />
Antysemityzm kiedyś<br />
Po kolejnym nieudanym powstaniu przeciw Rzymianom, Żydzi dekretem cesarskim zostali wygnani z Judei i otrzymali zakaz powracania do niej. Tak rozpoczęła się diaspora społeczności Żydowskiej, która trwa do dziś. Choć państwo Żydowskie zostało odtworzone po II Wojnie Światowej, wielu Żydów wciąż mieszka poza jego granicami. Rozproszenie Żydów po całym znanym w historii świecie jest przyczyną ich fenomenu, ale również przekleństwem. Fakt, że przez niecałe dwa tysiąclecia zachowali oni swoją odrębną kulturę i religię i nie zanikli ze swoją tożsamością jest właśnie ich fenomenem. Jednakże przekleństwem Żydów stał się antysemityzm, o którym traktuje niniejsza notka. Skąd się on wziął i jak przejawiał się w historii? Kiedy chrześcijaństwo stało się religią dominującą na świecie, powstała istotna luka w gospodarce i finansach; chodzi o możliwość udzielania pożyczek. Chrześcijaństwo zabraniało lichwy, czyli pobierania procentu od pożyczonej kwoty, Żydzi pozbawieni byli tego ograniczenia, więc naturalną koleją rzeczy zostali oni pierwszymi pożyczkodawcami na szeroką skalę. Jednak z pożyczkobiorcami czasem bywa tak, że nie są chętni do oddawania długów, zwłaszcza w przeszłości, w której życie było tańsze niż obecnie, co wielokrotnie już opisywałem. Czasem zdarzało się tak, że zadłużony chrześcijanin wymyślał niestworzone rzeczy o Żydach (zatruwanie studni, zabijanie dzieci, roznoszenie chorób) i podburzał tłum do ich pogromu, pozbywając się tym samym kłopotliwych długów. Również Nowy Testament stawiał Semitów w niekorzystnym świetle, co w ultrakatolickiej średniowiecznej Europie było wygodnym pretekstem do wyżej opisanych praktyk. Wróćmy jeszcze na chwilę do zaraz. Choć ludzie w średniowieczu nie stronili od wody, kąpali się znacznie rzadziej niż Żydzi, a w apogeum epidemii, czyli wieku XIII powstała teoria, iż morowe powietrze wnika do człowieka przez pory w czystej skórze, które należy zapchać brudem. Żydzi nie ulegli tej modzie, więc chorowali znacznie rzadziej. Przyczyniło się to do oskarżania ich o roznoszenie zarazy. Obcość kultury i religii żydowskiej, ich hermetyczność i brak asymilacji również nie przyczyniły się do zwiększenia sympatii do nich.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Stan taki trwał w historii, a bzdurne opowiastki dłużników przerodziły się w legendy i stereotypy. Nadeszła w końcu największa tragedia Żydów – nazizm. Apogeum nienawiści do Żydów i próba ich fizycznej eksterminacji. Jednakże jakby to brutalnie i sprzecznie nie zabrzmiało nazizm miał dla Żydów pozytywne skutki. Ogrom okrucieństwa był jak kubeł zimnej wody na rozpalone antysemityzmem głowy Europejczyków; przekonano się do czego może prowadzić nienawiści doprowadzona do ekstremum. Obecnie więc żyjemy w czasach, w których panuje tolerancja rasowa i wyznaniowa, nienawiści do innych jest tematem wstydliwym i tabu. Ale czy na pewno?<br />
<br />
Antysemityzm dzisiaj<br />
Nie czuję się kompetentny, jeśli chodzi o cały świat, czy Europę, ale śmiało mogę powiedzieć, że żyjemy w kraju ultra-antysemickim. Polacy nienawidzą Żydów i wcale się tego nie wstydzą. Oczywiście nie usłyszą, tego państwo w telewizji lub radiu, tam panuje poprawność polityczna, co innego jest z prasą i Internetem, papier (również wirtualny) zniesie wszystko. O wszelkie występki, zło, spiski i klęski Polacy oskarżają Żydów. Jest to bardzo wygodne, gdyż Żydów w Polsce nie ma; ale Polak wie lepiej, Żyd – źródło wszelkiego zła gdzieś jest, czai się w zakamarkach i tylko czyha na nasze mienie, wolność i niepodległość. Nazwanie kogoś Żydem, jest jedną z największych obelg, tuż obok pedała. Uważa się, że większość polskich polityków do Żydzi, dlatego się ich tak nie cierpi (drodzy państwo, to nie Żydzi, to tylko socjaliści). Większość Polaków najpewniej w swoim całym życiu Żyda nie spotka, autor niniejszej notki znał kiedyś jedną Żydówkę (i wciąż żyje, jest wolny i posiadający). Tyle suchych faktów, przychodzi czas na refleksję. Każdy człowiek jest inny, ludzie z reguły nie dzielą się na dobrych i złych; raczej na mądrych i głupich, mądrzy i głupi występują w każdej grupie społecznej, narodzie i religii. Bywają mądrzy menele i głupi profesorowie, mądrzy więźniowie i głupi ministrowie, mądrzy Żydzi i głupi chrześcijanie, mądrzy chrześcijanie i głupi Żydzi. [No dobrze, nie ma mądrych socjalistów, ale „socjaliści to nie ludzie; to forma pośrednia między małpą a człowiekiem”, więc ich zostawmy.] Tak więc drodzy rodacy, przestańcie nienawidzić Żydów, zacznijcie zwalczać głupotę!<br />
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-24439397328685073662012-10-31T20:22:00.000+01:002012-10-31T20:22:11.106+01:00Kapitalizm<br />
Obiecałem napisać wpis o kapitalizmie. Należy pisać o tym zjawisku gospodarczym, aby uświadomić ludziom, że to co ich otacza, szumnie kapitalizmem nazywane, wcale nim nie jest. W Polsce, ani w Europie kapitalizm nie istnieje, nie ma go również w Ameryce. Obecnie najbliższe kapitalizmowi są azjatyckie tygrysy takie jak Hongkong, czy Singapur. Ustrój gospodarczy panujący w Europie i Ameryce to socjalizm, panuje on od początku XX wieku i zadomowił się już w naszych umysłach. Kapitalizm i wolny rynek to najbardziej pierwotny i naturalny system gospodarczy, odkąd człowiek stworzył cywilizację, tylko praca własnych rąk była przyczyną bogactwa ludzi i państw. Oczywiście od razu można wysunąć kontrargument, że przecież rzymscy latyfundyści, czy średniowieczni rycerze nie pracowali na swoich polach, tylko wykorzystywali niewolników lub chłopów pańszczyźnianych. Należy jednak pamiętać, że jeśli mówimy o niewolnikach to byli traktowani jako siła wytwórcza, a nie ludzie, starożytni uważali niewolnika za instrumentum vocale, może to zabrzmieć brutalnie, ale obszarnik, na którego polu pracowali niewolnicy w tamtych czasach nie różnił się od rzemieślnika używającego młotka czy dłuta. Wracając do kapitalizmu, zawsze było tak, że aby coś dostać trzeba było za to zapłacić, aby mieć czym, trzeba było pracować i zarabiać. Jeśli ktoś daje nam coś za darmo, to jest w 100% pewne, że wcześniej komuś to odebrał. Jeśli dziś mamy za darmo szkołę lub szpital to tylko kosztem tego, że państwo obrabowało ludzi zdrowych i nieposiadających dzieci. W dzisiejszym świecie nie trzeba się starać, uczniowie nie muszą się uczyć, pracownicy nie muszą dbać o jakość swoich produktów (jest to nawet niewskazane); bo państwo nam da zasiłek lub rentę. Nasze społeczeństwo powoli się degeneruje, mamy coraz więcej słabych, schorowanych lub głupich wokół siebie; szczytem ambicji wielu ludzi jest bezmyślne gapienie się w telewizor, lub coraz częściej, komputer. Wszystko to jest wina państwa opiekuńczego i socjalizmu. Naprawdę chciałbym żyć w kapitalizmie. Chciałbym, aby premiowana była pracowitość i inteligencja, a nie bylejakość. Chciałbym dużo zarabiać, i żeby państwo nie ograbiało mnie z moich pieniędzy podatkami. Recepta na kapitalizm jest prosta jak konstrukcja cepa: prywatyzacja (wszystkiego!), redukcja administracji do minimum, zniesienie przymusu ubezpieczeń (spójrzcie państwo na swoje zarobki brutto, czy nie stać by państwa było na leczenie się i szkołę dla dzieci za tę kwotę?), obniżenie podatków (zryczałtowany podatek pogłówny), możliwość założenia własnego biznesu bez jakiejkolwiek biurokracji, zniesienie wszelkiego socjalu (zasiłków dla bezrobotnych przede wszystkim!). Każdy musi pracować, każdy zarabia, każdy kupuje i stąd bierze się dobrobyt. No właśnie, a co z osobami, które nie mogą pracować? Niepełnosprawni przykuci do łóżka? Jedyny wyjątek, jeśli rodziny nie stać na utrzymywanie ich lub nie mają rodziny to tylko takie osoby powinny być utrzymywane przez państwo lub organizacje charytatywne. Reszta, nie pracujesz – umierasz z głodu!<br />
<div>
<br /></div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-36846616146071622892012-10-28T11:51:00.000+01:002012-10-28T11:51:07.353+01:00Czasy, w których żyjemy<br />
Czytając o historii czasem zastanawiamy się nad tym, w jakich czasach chcielibyśmy żyć, gdybyśmy mieli możliwość takiego wyboru. Któż z nas nie myślał kiedyś o wynalezieniu wehikułu czasu? Niektórzy po to by naprawić błędy z przeszłości lub też by cofnąć się w czasie i przy użyciu nowoczesnej technologii zapanować nad światem. A może, żeby uczynić Polskę światowym mocarstwem (kanwa niektórych opowiadań Andrzeja Pilipiuka). Czasem można też mieć marzenie, po prostu wybrać sobie jakieś ciekawe czasy i żyć w nich, tak jak żyli zwykli ludzie. Historyk na pytanie o to, w jakich czasach chciałby żyć, choćby nie wiem jak kochał jakąś epokę historyczną, najczęściej odpowie, że najchętniej żyłby w czasach obecnych. Ja również możliwość cofnięcia się w czasie traktowałbym raczej jak przekleństwo niż spełnienie marzeń. Zagłębiając się w historię odkrywamy coraz więcej mroku. Czasy minione coraz bardziej odbiegają od pokazywanych nam w szkole obrazów walecznych rycerzy, dzielnych odkrywców, czy sielankowości nieskażonej przyrody i ożywczego braku nowoczesnej technologii. Nasza historia była okrutna, brudna i głodna. Dawniej życie było tanie, ludzie narażeni byli na olbrzymią ilość klęsk, z których większość z nas w życiu się nie spotka. Niebezpieczeństwem mógł być np. przemarsz wojska, obojętnie swojego czy obcego. Olbrzymia ilość głodnych, uzbrojonych i pewnych siebie mężczyzn, która rabowała i gwałciła wszystko co znajdzie na swojej drodze, jeśli tylko nie była trzymana w ryzach przez charyzmatycznego dowódcę, a najczęściej nie była. Kilkudniowe obozowanie armii prowadziło również do klęski ekologicznej. Najczęściej okolice takiego obozu przypominały jedno wielkie szambo, które doprowadzało do powstawania epidemii. To właśnie kolejny mankament przeszłości – choroby. Dopiero XIX wiek przyniósł rozwój medycyny, a XX świadomości społecznej o roli higieny i profilaktyki. Wcześniej ludzi dziesiątkowały choroby, które obecnie są dla nas zwyczajną, uciążliwą rutyną, jak na przykład grypa. Do tego dochodzą wszelkiego gatunku pasożyty, które były domeną nie tylko najbiedniejszych, ale również wyższych sfer. Strasznym znamieniem minionych wieków był głód. Dopiero upowszechnienie się uprawy kartofli w XVIII i XIX wiekach stopniowo zaczęło poprawiać ogólne odżywienie Europejczyków; chociaż nawet w XX wieku zdarzały się klęski głodu (wywołane sztucznie przez wojny światowe lub komunistów). Wcześniej ludzie byli słabo odżywieni lub regularnie głodowali na przednówku. Nie do zniesienia dla współczesnych było również surowe prawo, do oświecenia naszpikowane torturami i karami śmierci. To tylko największe z niebezpieczeństw historii, była ich jeszcze cała masa. Jak więc ludziom tym udało się przetrwać? W końcu ludzi coraz bardziej przybywało na świecie, stworzyli oni cywilizację, kulturę, wspaniałe wynalazki, toczyli wojny, w których byli zwycięzcy; jakim cudem im się to udało? Ponieważ wśród całej ludzkości przetrwali tylko najsilniejsi, najodporniejsi i najmądrzejsi. Nie potrzeba było spartańskiego urzędnika, który oceniał, czy dziecko jest słabe czy silne. Darwinizm społeczny skutecznie eliminował jednostki, które nie byłyby w stanie przetrwać. Panowała olbrzymia śmiertelność niemowląt, ale też z powodu braku antykoncepcji (lub jej prymitywnych form) rodziło się znacznie więcej dzieci niż obecnie. Dziecko, które przeżyło pierwsze kilka lat życia miało znacznie większe szanse dożyć nawet 60 czy 70 lat. Jednakże człowiek współczesny, o fatalnej odporności, naszpikowany alergiami, przyzwyczajony do wygód, antybiotyków, sklepów pełnych żywności i bezpieczeństwa nie przetrwałby poza XX wiekiem nawet miesiąca. Oczywiście wszystko zależy do klasy społecznej, nie zawsze można było urodzić się chłopem (choć była na to szansa od 85 do 98%), zawsze można było urodzić się możnym magnatem z olbrzymią ilością pieniędzy, prywatnymi lekarzami i nie musieć martwić się niczym tylko jeździć konno po lesie i polować. Tak jak w czasach obecnych, można urodzić się dziedzicem majątku miliarderów, lub też w slumsach Bangladeszu. Jedno jest pewne, z pewnością nie chciałbym być królem. Król to była najgorsza fucha w historii. Naprawdę.<br />
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-18258317879557863242012-10-16T16:22:00.000+02:002012-10-16T16:22:03.226+02:00Orientacja polityczna polskich partii<br />
Zasadniczo partie polityczne możemy podzielić na prawicę i lewicę, jest to stary podział mający swój rodowód w Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Partie, które chciały szybkich i radykalnych zmian zasiadły po stronie lewej; natomiast partie, które wolały wprowadzać zmiany wolniej, na drodze ewolucji, po prawej. Oczywiście największą rzeszę stanowiło niezdecydowane centrum, czyli bagno. Podział ten niestety jest już nieaktualny i mało precyzyjny. Wielość podgatunków i doktryn politycznych uniemożliwia usytuowania partii na osi prawo-lewo. Taki problem zaistniał już w dwudziestoleciu międzywojennym. Jeśli na prawo postawimy monarchistów, na lewo powinni być demokraci. Konserwatyści na prawicy przeciwstawiają się liberałom na lewicy. Stawianie po prawej faszyzmu i przeciwstawienie go komunizmowi jest błędem. Faszyzm i nazizm to poglądy socjalistyczne i powinny znaleźć się po lewej stronie osi. A co zrobić dzisiaj, kiedy partie nie posiadają nawet programów a tylko slogany i prześcigają się w obietnicach? Jeśli przyjrzymy się obietnicom wyborczym współczesnych polskich polityków to do każdej nazwy partii (z wyjątkiem jednej) należałoby dodać skrót PS, czyli: POPS, PiSPS, PSLPS, RPPS, SPPS, PJNPS, SLDPK. Co oznacza owo PS? Oczywiście Partia Socjalistyczna. Dlaczego tylko SLD dodałem PK? To skrót od Partia Komunistyczna, należy nazywać rzeczy po imieniu. W końcu sam przewodniczący Miller zaproponował niedawno, że żeby ustrzec się przed kryzysem należy znacjonalizować część gospodarki. No cóż, głupich nie sieją. Dlaczego partie w Polsce są socjalistyczne? Partię socjalistyczną od liberalnej najłatwiej rozpoznać po jednej rzeczy: jeśli jej program zakłada, że pieniędzmi publicznymi dysponują urzędnicy to jest to socjalizm, a jeśli pieniędzmi dysponuje wolny handel to jest to liberalizm. Wszystkie wymienione wyżej partie socjalistyczne (i komunistyczna) chcą rządzić (lub rządzą) według jednego schematu: rząd zabiera ludziom pieniądze w podatkach i wydaje jak mu się podoba. W liberalizmie ludzie wydają pieniądze jak im się podoba, z pominięciem armii urzędników. Rząd liberalny nie powinien mieć żadnych spółek, nie powinien wcale ingerować w gospodarkę, nie powinien obywateli do niczego przymuszać (oczywiście poza płaceniem [rozsądnych] podatków, przestrzeganiem prawa i obroną ojczyzny; ale to są sprawy, o które obywateli sami powinni zabiegać, ze względu na swój patriotyzm). Rząd socjalistyczny pomaga najuboższym, dotuje nierentowne przedsiębiorstwa, zabiera wszystkim, żeby jakaś grupa mogła się leczyć, uczyć dzieci i dostawać emerytury lub renty. Przy okazji część zabranych pieniędzy rozkradając lub marnują. Efektem rządów socjalistycznych jest zadłużenie państwa (system socjalistyczny zawsze będzie potrzebował więcej pieniędzy niż ma) i kryzys, taki jak obecnie w Grecji i Hiszpanii. Obecnie w Europie i Ameryce Północnej nie ma państwa nie-socjalistycznego, stąd właśnie kryzys w tej części najbardziej cywilizowanego Pierwszego Świata. Obecnie najbardziej wolnorynkowym państwem świata jest Hongkong i tam kryzysu nie ma. Przeciwieństwem socjalizmu jest kapitalizm, o którym napiszę następnym razem.<br />
<div>
<br /></div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-14425909091834796902012-10-11T12:01:00.002+02:002012-10-11T12:01:42.728+02:00Polskie wojny domowe<br />
Wojna domowa to jedno z najtragiczniejszych wydarzeń, jakie mogą przytrafić się w historii państwa. Oto jeden naród chwyta za broń, brat przeciwko bratu. W Polsce wprawdzie nie było tak spektakularnych wojen domowych ani rewolucji jak, na przykład Amerykańska Wojna Domowa (zwana Secesyjną) lub Rewolucja Angielska, lecz zdarzyło się całkiem sporo wydarzeń w przeszłości naszego kraju, kiedy to Polacy walczyli przeciwko Polakom. Zapraszam do zapoznania się z krótkim przeglądem polskich konfliktów domowych. Zacznę od najnowszego a zakończę na najpóźniejszym.<br />
Przewrót Majowy. Chociaż dziś osoba marszałka Józefa Piłsudskiego jest ze wszech miar hołubiona, to w Polsce międzywojennej posiadał on znaczną rzeszę przeciwników. Przewrót majowy zakończył się śmiercią 215 żołnierzy i 164 cywilów, ale mogło dojść do znacznie większych strat. Siły rządowe posiadały znaczną armię w endeckim Poznaniu i gdyby nie sprzyjający marszałkowi kolejarze, którzy zastrajkowali i rozkręcili tory, oddziały te zdążyłyby na czas dotrzeć do Warszawy co doprowadziłoby do wybuchu otwartego konfliktu na skalę ogólnopolską. Niezależnie od naszych dzisiejszych sympatii czy antypatii należy się cieszyć, że do tego nie doszło.<br />
Konfederacja barska. Ostatni zryw szlachty Rzeczpospolitej Obojga Narodów przed rozbiorami (nie licząc wojny w obronie Konstytucji 3 Maja). Szlachta wprawdzie walczyła z prorosyjskimi zdrajcami, ale jej cele nie były też wcale takie szczytne. Chodziło o zachowanie przywilejów i wolności szlacheckich z liberum veto włącznie.<br />
Rokosz Lubomirskiego. Chyba najtragiczniejsza i najbardziej krwawa wojna domowa w historii polski. Marszałek Jerzy Lubomirski wykorzystując ogólne niezadowolenie szlachty , dla swych ambicji porwał się przeciwko królowi Janowi Kazimierzowi. Tragedii dopełnia fakt, że rokosz wybuchł kilka lat po potopie szwedzkim, wojnie, która przyniosła Rzeczpospolitej więcej szkód niż II Wojna Światowa. Największa bitwa tej wojny, stoczona pod Mątwami w 1666 roku, w przeciwieństwie do bitwy pod Guzowem, o której za chwilę, była niezwykle krwawa i zaciekła. W sumie konflikt ten nie przyniósł zwycięstwa żadnej stronie.<br />
Rokosz sandomierski (Zebrzydowskiego). Pierwszy otwarty bunt szlachty przeciw królowi Zygmuntowi III Wazie. Przywódca buntowników, Mikołaj Zebrzydowski był idealistą, fundamentalistą katolickim i awanturnikiem. Największa bitwa tej kampanii, pod Guzowem przyniosła niewiele strat. Siły wierne królowi spuściły rokoszanom lanie płazując ich szablami. Po klęsce Zebrzydowskiego Zygmunt zadowolił się jego przeprosinami.<br />
Wojna domowa w Wielkopolsce. Chyba najbardziej nieznany przez Polaków epizod w dziejach, dlatego poświęcę mu trochę więcej miejsca. Okres od śmierci Kazimierza Wielkiego do wstąpienia na tron Władysława Jagiełły to postępująca w Koronie anarchia. Nominalnym królem był Ludwik Węgierski (jeden z najwspanialszych królów Węgier, noszący tam przydomek Wielki), lecz nie interesował się on zbytnio swym drugim królestwem. Namiestnicy królewscy, m. in. Elżbieta Łokietkówna, również nie spełniali doskonale swej roli. W tych okolicznościach w Wielkopolsce wybuchła wojna pomiędzy dwoma wielkimi rodami rycerskimi i ich stronnikami zwana wojną Nałęczów z Grzymalitami. Wojna ta przypominała nieco angielską Wojnę Dwóch Róż, lecz na mniejszą skalę, była to seria niewielkich potyczek i oblężeń (chociaż częściej zajmowano miasta i zamki podstępem posiadając kilkunastu ludzi), opisanych w kronice Jana z Czarnkowa. Kiedy Jagiełło przybył by objąć panowanie nad Koroną, wspólnie ze swą małżonką Królem Jadwigą, sytuacja w kraju przedstawiała się dla niego tragicznie. Ze wszystkich prowincji tylko Małopolska przejawiała chęć podporządkowania się Litwinowi, w pozostałych ziemiach panowała anarchia lub wojna domowa. Olbrzymie połacie kraju dzierżył wszechwładny faworyt Ludwika, Władysław Opolczyk natomiast na Rusi, podbitej przez Kazimierza Wielkiego panoszyli się Węgrzy. Dopiero wyprawa pod nominalnym dowództwem Jadwigi przywróciła Koronie ziemie wokół Lwowa.<br />
Wypędzenie Władysława. Pierwszym epizodem rozbicia dzielnicowego było wypędzenie z Krakowa księcia seniora, najstarszego syna Bolesława Krzywoustego – Władysława, nazwanego później wygnańcem. Komunistyczni autorzy podręczników tłumaczyli spisek juniorów, tym, że Władysław był złym tyranem. A dlaczego? Bo miał żonę Niemkę! A Niemcy od zarania dziejów byli źli. Faktycznym powodem wypędzenia Władysława był fakt, że gdyby juniorzy nie wyprzedzili ciosu, Władysław sam odebrałby im ich prowincje w celu zakończenia rozbicia dzielnicowego, co zapewne było zamysłem Bolesława i jego statutu. Swoją drogą, bohaterska niemiecka żona Władysława, księżniczka Agnieszka dowodziła obroną Krakowa już po ucieczce jej męża do Rzeszy.<br />
Wojna braci. Wspomniany już Bolesław Krzywousty toczył chyba najwięcej wojen spośród wszystkich władców polski. Po śmierci jego ojca, kraj został podzielony między Bolesława a jego starszego brata Zbigniewa. Na początek Bolesław, który rządził na południu, dawał się we znaki bratu organizując wyprawy na Pomorze. Wpadał on ze swymi zbrojnymi nad Bałtyk, plądrował ile się dało i uciekał. Oczywiście odwetowe wyprawy Pomorzan uderzały w północną domenę Zbigniewa. W końcu Bolesława znudziła ta zabawa i w dwóch wojnach pokonał nieszczęsnego Zbigniewa, po pierwszej pozbawił go prawie całej realnej władzy, a po drugiej uwięził i oślepił brata, co doprowadziło do śmierci Zbyszka.<br />
Bracia przeciw ojcu. Jeszcze zanim Bolesław i Zbigniew rzucili się sobie do gardeł toczyli wojnę przeciw swemu ojcu, a konkretniej przeciw jego palatynowi - Sieciechowi. Książę Władysław Herman, był największą ciapą w historii polski. Jego ulubionym zajęciem było siedzenie w ukochanym Płocku i wpatrywanie się w nurt płynącej Wisły. Wszystkie sprawy państwowe załatwiał za niego jego wszechwładny wojewoda, Sieciech. Złośliwi twierdzą, że zastępował on nawet księcia w łożu jego żony. Sytuacja taka nie podobała się synom Władysława, którzy wielokrotnie namawiali ojca do oddalenia palatyna. Kiedy to nie poskutkowało wszczęli bunt przeciw Sieciechowi. Najbardziej komicznym epizodem tej wojny jest scena, kiedy to Władysław Herman łodzią, pod osłoną nocy ucieka z obozu wojskowego synów do obozu pokonanego już prawie palatyna, na którego dzień wcześniej wydał wyrok wygnania.<br />
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-82303537796658856442012-10-02T20:05:00.002+02:002012-10-02T20:05:55.886+02:00Służba zdrowiaWbrew tytułowi nie będę opisywał aktualnej sytuacji w służbie zdrowia. Po pierwsze dlatego, że jest ona wszystkim doskonale znana i nie będę powtarzał po raz enty w Internecie truizmów; po drugie dlatego, że mi jakoś osobiście nie zalazła ona za skórę ponieważ nie choruję. Odkąd skończyłem szkołę, i choroba przestała być tym błogosławionym stanem zwalniającym od ruszenia się z domu, nie miałem nawet grypy. W tej notce postaram się przedstawić mój sposób na naprawienie służby zdrowia. Fakt, że nie jestem lekarzem, a nauczycielem i historykiem przemawia tylko na mój plus. Lekarze potrafią leczyć i dlatego kolejni ministrowie zdrowia starają się ‘uleczyć’ s.z. i dlatego im nie wychodzi; ją trzeba ‘naprawić’. Moim zdaniem ministrem zdrowia powinien zostać ekonomista, powinien to być ostatni taki minister, gdyż po ostatecznej reformie, ministerstwo takowe powinno zostać rozwiązane. Jako, że jestem zwolennikiem korwinizmu, pinochetyzmu i kapitalizmu moją receptą na szpitale będzie oczywiście prywatyzacja. Nie komercjalizacja, nie przekazanie ich samorządom, tylko właśnie prywatyzacja. Państwo powinno sprzedać szpitale, zamiast na nich tracić, jeszcze by zarobiło. Oczywiście na samym początku należałoby zrezygnować z pobierania ubezpieczenia zdrowotnego. Wzrosłyby wtedy zarobki, nie trzeba by płacić urzędnikom NFZ i MZ, same plusy. Dlaczego ja, który nie choruję mam płacić za leczenie innych ludzi? W lecznictwie wciąż mamy komunizm, kasa na leczenie wspólna. Od zawsze w historii (zanim świat oszalał przez ohydne wynalazki socjalizmu i komunizmu) było tak, że chory człowiek udawał się do lekarza, ten go leczył (czasem przez upuszczanie krwi, ale to w zidiociałej Europie, czasem lepiej niż obecnie, np. u Arabów lub starożytnych Egipcjan) lub przepisywał leki, chory płacił i obaj byli zadowoleni. Leczony, bo wyzdrowiał i lekarz bo zarobił. Wolny rynek, głupcze! trawestując Clintona. Dlaczego tak nie ma obecnie? Proszę sobie samemu odpowiedzieć (podpowiem, że to przez zjawiska na s. i k.). Pełen poruszenia wysłuchałem kiedyś tyrady znajomego znajomego, który twierdził, że nie wolno prywatyzować szpitali. „Czy wiesz ile kosztuje nerka? Pięćdziesiąt tysięcy! Stać by cię było zapłacić pięćdziesiąt tysięcy za nerkę?!” W sumie ładny grosz, byłby za to samochód z salonu. Ale w końcu ludzie częściej zmieniają samochody niż nerki. Ale dlaczego nerka kosztuje 50 tys.? Czy jest to koszt wyprodukowania nerki? Nerki nie rosną na drzewach, nie produkuje się ich też w fabrykach (do czasu, podobno). Nerka jest integralną częścią ciała ludzkiego i z tego punktu widzenia jest rzeczą bezcenną. Każdy ma dwie nerki, na dobrą sprawę potrzebuje jednej. Więc jeśli się dogadamy to ja mogę jedną sprzedać, cena do uzgodnienia. Ba! Jeśli na przykład byłbyś kimś z mojej rodziny lub bliskim przyjacielem to mógłbym oddać ci moją nerkę za darmo! I tak to chyba w świecie działa. Nie wiem, jeszcze nigdy nie potrzebowałem nerki, mojej też nikt nie potrzebował. No to może 50 tys. trzeba zapłacić lekarzowi, żeby tę nerkę przeszczepił? W końcu to trudna operacja, potrzeba wyposażoną salę, specjalistów, pomocników, pielęgniarki, utrzymanie szpitala, kilka dni pobytu dla chorego i dawcy. Takie rzeczy kosztują. No to jak będę miał wybrać szpital to zwrócę uwagę na cenę, jeśli nie będę miał 50 tys. to wybiorę lecznicę, która mi to zrobi za 40, lub nawet 30 tys. ale pod warunkiem gorszej jakości i większego ryzyka. Jeśli ludzi nie będzie stać na leczenie, przestaną się leczyć, jeśli to uczynią, lekarze nie będą mieli pacjentów i będą musieli obniżyć ceny. Najprostsze prawa rynku: popyt i podaż. Jeśli będę miał do wyboru dwa szpitale, oferujące tę samą cenę to wybiorę ten z lepszymi standardami leczenia – to wymusi na szpitalach ciągłą poprawę jakości. Skończą się koszmarki typu: leżenie na korytarzach, karaluchy i głodowe racje żywnościowe. W przypadku lekarzy nie istnieje przynajmniej zmora dzisiejszego kapitalizmu – zła jakość. Mam na myśli to, że jak coś się szybko zepsuje to klient będzie musiał wcześniej kupić to ponownie. Dlaczego nie dotyczy to lekarzy? Dlatego, że składają oni przysięgę Hipokratesa i nie mogą źle leczyć. Noblesse oblige panie i panowie lekarze!Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-15917976684912439972012-09-24T13:17:00.000+02:002012-09-24T13:17:35.666+02:00Czy husaria była "skrzydlata"?<br />
<div class="MsoNormal">
W historii wojskowości istnieją dwa sztandarowe mity dotyczące
dawnego uzbrojenia, mają one ze sobą całkiem dużo wspólnego. Pierwszy dotyczy
tego, czy Normanowie (błędnie nazywanie wikingami) nosili rogate hełmy. Drugi dotyczy
tradycyjnych skrzydeł polskiej husarii. W obu przypadkach mamy do czynienia z
elementem dekoracyjnym; w obu też przypadkach ogólnie ludzie przyzwyczaili się
do widoku właśnie rogatych Normanów oraz skrzydlatej husarii. I chociaż
większość historyków wojskowości grzmi, że jest to błędne, we wszystkich
muzeach do napierśników husarskich doczepia się (wyprodukowane w XIX lub nawet
XX wieku (sic!) wielkie skrzydła). W tej notce postaram się przyjrzeć bliżej
husarskim skrzydłom. W podręcznikach do historii możemy przeczytać, że skrzydła
były najbardziej charakterystycznym elementem uzbrojenia husarza i swoim
trzepotaniem płoszyły konie przeciwnika. Niektóre książki podają jeszcze, że
służyły do obrony przed tatarskimi arkanami (rodzaj lassa, służący do
zdejmowania jeźdźca z wierzchowca). O ile ta druga rola skrzydeł miałaby
jakikolwiek sens to pierwsza jest horrendalną bzdurą. Wrzawa bitewna i huk
końskich kopyt powodują okropny hałas i z pewnością zagłuszyłyby szelest piór,
dodatkowo konie bojowe były specjalnie szkolone do tego, żeby ignorować
wszelkie bitewne hałasy, z hukiem armat włącznie. Zainteresowani internauci
zapewne słyszeli wywody (nieświadomego) popularyzatora historii w sieci,
Jędrka, kasztelana zamku Chojnik. Pan kasztelan jest zdecydowanym przeciwnikiem
husarskich skrzydeł na plecach. Teoria Jędrka o tym, że skrzydła to proporczyki
na końcach kopii husarskich, wydaje mi się wyjątkowo prawdopodobna. Tym, którzy
jeszcze z panem kasztelanem się nie zetknęli, polecam filmik: </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/VH-Dwxh1y4U?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Kolejne są źródła ikonograficzne. Na obrazie Petera
Sneyersa, malarza z epoki widzimy polską husarię, która wygląda zupełnie
inaczej, niż przyzwyczaił nas Kossak czy Matejko.</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJiZSMrNK4TOhBalJ28m6qW2ojbiG8FJ1U8hQ4COQ5KzL89mO4iA6Da0ikJUjMlm8SACJAEm5S7cysRIYX0u77TlzJP9NIfFa3HL_BLjmfMFA3HQ_kcVfuvgo_DWeiihcAXO5yGKCd2P8/s1600/kirkholm21.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="193" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJiZSMrNK4TOhBalJ28m6qW2ojbiG8FJ1U8hQ4COQ5KzL89mO4iA6Da0ikJUjMlm8SACJAEm5S7cysRIYX0u77TlzJP9NIfFa3HL_BLjmfMFA3HQ_kcVfuvgo_DWeiihcAXO5yGKCd2P8/s320/kirkholm21.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bitwa pod Kircholmem</td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal">
Jeźdźcy nie mają skrzydeł,
mają ubrane różnokolorowe kontusze, wyglądają bardzo różnorodnie (jednolite umundurowanie,
to wymysł późniejszy). Prawdopodobnie właśnie tak husaria wyglądała podczas bitew
w XVII wieku. A jak rzecz się miała podczas uroczystych przemarszów? Jedna z hipotez
roli skrzydeł uważa, że były one
zakładane jako element paradny. Na dowód przytoczę tutaj kolejne źródło jakim
jest rolka sztokholmska. </div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwl0M4gLFDtwiaFN79nPsSPz6YT-8IK-CKnzC3zTlwwzGIA-VwQO9GUVdfVFjz_0Bbjg_eQHoxOSxVueUWzSWCGIgMBWUNabF0pp6wCVrWNmI7JdbAyMCE5DkQJpO-ZG3D1dDnYVVMJyg/s1600/rolka.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="203" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwl0M4gLFDtwiaFN79nPsSPz6YT-8IK-CKnzC3zTlwwzGIA-VwQO9GUVdfVFjz_0Bbjg_eQHoxOSxVueUWzSWCGIgMBWUNabF0pp6wCVrWNmI7JdbAyMCE5DkQJpO-ZG3D1dDnYVVMJyg/s320/rolka.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Rolka Sztokholmska (fragment)</td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal">
Widzimy na niej husarię w zbrojach paradnych z jednym,
małym, czarnym skrzydełkiem przymocowanym do łęku siodła. Jakże różni się to
wyobrażenie od tego co serwują nam muzea i filmy pseudohistoryczne. Oczywiście
mamy nieliczoną ilość źródeł pisanych, polskich i zagranicznych, które
informują nas o istnieniu skrzydeł, jednak jestem skłonny stwierdzić, że były
to właśnie te małe, pojedyncze skrzydełka widoczne na rolce, a nie wielkie,
podwójne skrzydła.</div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-57638612957122588632012-09-21T14:25:00.002+02:002012-09-22T16:21:20.254+02:00O kobietach i mężczyznach<br />
<div class="MsoNormal">
Dzisiejszy wpis dotyczy kwestii społecznych. Przedstawię
swój pogląd na temat roli społecznej kobiety i mężczyzny. Oczywiście, jak w
każdym przypadku, nie uważam swojego stanowiska za jedyny słuszny pogląd,
ludzie mają wolną wolę, każdy może mieć swoje zdanie. Natomiast jeśli ktoś się
z moimi przemyśleniami zgadza, będzie mi niezmiernie miło. Przechodząc do
meritum sprawy. Zacząć należy od ogólnego stwierdzenia, że kobieta i mężczyzna
różnią się zarówno pod względem biologicznym jak i kulturowym. Uogólniając,
kobiety są do mężczyzn słabsze fizycznie, ale są bardziej wytrzymałe na ból.
Kobiety potrafią robić wiele rzeczy jednocześnie, natomiast mężczyźni skupiają
się do perfekcji na jednej czynności i po jej ukończeniu zabierają się z
kolejną. Kobiety gorzej czytają mapy i gorzej orientują się w terenie natomiast
mężczyźni podświadomie „czują” kierunek. W końcu, kobiety posiadają instynkt
macierzyński, który obcy jest mężczyzną, czyli panie mają lepsze podejście do
dzieci i są bardziej empatyczne. To tylko wierzchołek góry lodowej, owe różnice
można by mnożyć. Biorąc pod uwagę aspekt kulturowy, kobiety w naszej
paternalistycznej historii (prawie) zawsze odpowiedzialne były za dom, ogień,
zbieractwo (ogólne zdobywanie pokarmu roślinnego, to kobiety stworzyły
rolnictwo!) oraz wychowywanie (młodszych!) dzieci. Mężczyźni natomiast zajmowali
się zdobywaniem mięsa, wychowywaniem starszych dzieci (chłopców) oraz zabijaniem
się nawzajem w wojnach. Ważne jest, żeby zwrócić na to uwagę, ponieważ czy
zdajemy sobie z tego sprawę czy nie, ta kulturowa przeszłość wciąż w nas tkwi i
ma wpływ na nasze zachowanie. Na temat wyższości intelektualnej jednej płci nad
drugą nie mam zbyt wiele do napisania; i tu i tam po równo występują i geniusze
i głupcy, w historii jednak to mężczyźni mieli większą szansę zdobycia
wykształcenia. Wstęp ten prowadzi do jednoznacznego wniosku: ze względu na
wyraźne różnice, kobiety i mężczyźni powinni pełnić różne role społeczne. I tak
ogólnie jest. Mężczyźni powinni zajmować się ciężką pracę fizyczną, stanowić
większość kadry nauczycielskiej na uniwersytetach (tak jest), w szkołach
ponadgimnazjalnych (tak, niestety, nie jest) i gimnazjach (lekarstwo na te,
odsądzane od czci i wiary, szkoły!). Kobiety powinny podejmować się każdej
pracy, poza ciężką fizyczną, jednak w zakresie nie ograniczającym ich pracy w
domu i przy wychowywaniu własnych dzieci. Może fakt, że kobieta powinna
zajmować się domem wyda się szowinistyczny, ale taki stan rzeczy ma miejsce,
proszę rozejrzeć się dookoła, spojrzeć wstecz na pokolenie naszych rodziców, a
już na pewno dziadków. Która kobieta pozwalała mężowi mieszać się do gotowania
i sprzątania? Zapewne jakiś odsetek by się znalazł, ale z pewnością byłaby to
mniejszość. Po porostu kobiety robią to lepiej. Mówię to jako mężczyzna
mieszkający samotnie, który sam sobie gotuje, sprząta robi zakupy itd.<br />
Taki stan rzeczy mógłby trwać w najlepsze, gdyby nie zaistniała okropna forma
życia, która stara się całkowicie go zburzyć. Mam na myśli nowoczesną „feministkę”.
Dlaczego akurat nowoczesną i dlaczego wziąłem słowo feministka w cudzysłów?
Otóż owe panie nie mają nic wspólnego z chwalebnym ruchem feministycznym powstałym
w XIX wieku. Sięgając do historii, ruch ten powstał w drugiej połowie XIX
wieku, walczył on o równouprawnienie kobiet i mężczyzn, prawo głosu dla kobiet (tzw.
sufrażystki) i ogólne zrzucenie paternalistycznego gorsetu, jakim ściśnięte były kobiety w prawie całej przeszłości. Ruch
ten w połączeniu z postępującym oświeceniem coraz szerszych mas społeczeństwa (nie
mylić z ciemnotą oświecenia XVIII w.) oraz demokratyzacją, szybko osiągnął
swoje cele w rekordowo szybkim (jak na procesy historyczne) tempie, około stu
lat. Jako pierwsze w wyborach mogły zagłosować mieszkanki stanu Wyoming w USA w
1868, potem Nowozelandki w 1893 aż w końcu, najpóźniej, przywilej ten uzyskały
Szwajcarki z kantonu Appenzell w 1989 roku. Obecnie żyjemy w czasach, które
XIX-wieczne feministki przyprawiłby o wybuch niepohamowanej euforii. Kobiety
mają takie same prawa jak mężczyźni, w tym prawo głosu. Mogą pracować gdzie
chcą (zdarzają się pojedyncze przypadki kobiet pracujących w kopalni, na dole! [ale
nie przy fedrunku węgla]), mniejsze zarobki albo są mitem, albo wynikają z
różnic biologicznych, o których pisałem na początku (przynajmniej w moim
zawodzie nie ma rozdzielnych stawek ze względu na płeć); kobiety przestały być
własnością ojców, mężów i braci. Jednak feminizm nie zniknął, kiedy osiągnął
swój cel, zaczął tworzyć sobie nowe, wyimaginowane demony do zwalczenia. Doszło
więc do skrajnych przypadków, że „feministki” walczą z przepuszczaniem ich
przez drzwi przez mężczyzn. Jako człowiek i pedagog nie walczę z obcymi
narodami, rasami, orientacjami itd. jedynym czego nie mogę ścierpieć i staram
się zwalczać jest głupota, do głupoty zieję wręcz nienawiścią. To co mnie
najbardziej denerwuje wśród współczesnych „feministek” jest właśnie głupota i
nieznajomość historii, nawet ruchu z którym się identyfikują. I biada niech
będzie pierwszej niewieście, która zwymyśla mnie po przepuszczeniu jej w
drzwiach!</div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-57981552087698066822012-09-20T21:20:00.001+02:002012-09-20T21:20:29.205+02:00Przenosiny zakończoneBlog Rozmyślnie został pomyślnie przeniesiony na nowy serwer. Opublikowałem wszystkie dotychczasowe (aże cztery) posty i od tej pory zadamawiam się na bloggerze.Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-45064401948000150762012-09-20T21:17:00.004+02:002012-09-20T21:34:20.448+02:00Góry<br />
Ostatni tydzień spędziłem w Beskidach. Odcięty od Internetu, o telewizji (której nie oglądam nawet w domu) nie wspominając, ba nawet od prasy. Przechadzając się po lesie zastanowiłem się czy nie wybrać się do miasta po gazetę (czasem człowiek nie potrafi się odzwyczaić od nawyków), jednak przypomniał mi się pewien dowcip, który zniechęcił mnie do tego zamiaru. Kawał zacytuję z pamięci:<br />
Lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku, czasy słusznie minione. Na egzamin z nauk politycznych wchodzi student. Profesor zadaje pierwsze pytanie: proszę mi powiedzieć coś na temat Józefa Cyrankiewicza. Studentowi strach przeszedł po twarzy, nie odzywa się. Profesor zdziwiony, próbuje czegoś łatwiejszego: to niech pan powie coś o Bolesławie Bierucie. Student ponownie milczy. Profesor daje mu ostatnią szansę: nic pan nie wie? To niech pan powie przynajmniej coś o Stalinie, tego już pan musisz znać. Student, przepraszająco: przykro mi, nie znam. Profesor zszokowany. Nikogo pan nie zna?! Skąd pan się w ogóle urwał? Skąd pan pochodzi? Z Bieszczad – odpowiada student. Profesor posłał żaka w diabły, po czym odwraca się zamyślony do okna i szepce do siebie: a może by tak w Bieszczady?<br />
<div>
<br /></div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-86392551339708967872012-09-20T21:17:00.001+02:002012-09-20T21:35:30.937+02:00Średniowiecze<br />
Dla większości ludzi podział epok historycznych wygląda następująco: Rzymianie, średniowiecze, II Wojna Światowa, komuna, czasy obecne. Cały okres, w którym ludzie do mordowania się nie używali czołgów to dla ogółu średniowiecze. Mało kto słyszał o epoce nowożytnej, jednak kołaczą nam się w umysłach pewne informacje o niej, które radośnie wrzucamy do średniowiecza. W związku z tym wokół tego ostatniego narosło mnóstwo kłamliwych mitów, które w tym wpisie postaram się obalić lub poprzydzielać do odpowiednich epok.<br />
Mit 1: W średniowieczu chłopi byli traktowani jak zwierzęta, byli biedni i ledwo żywi, zmuszani do niewolniczej pracy. Bzdura wynikająca z komunistycznej propagandy. Pomijając słabo zbadane mroczne wieki (okres od V do zależnie od kraju VII-XI wieku) chłopi mieli się całkiem przyzwoicie. Oczywiście musieli pracować na polu pana feudalnego, ale ów wymiar pańszczyzny był bardzo niski. W XIII wieku większość gospodarstw przeszła już na gospodarkę czynszową (również na ziemiach polskich), czyli chłop płacił swemu panu z dzierżawę pola w pieniądzu, a nie pracą. Dodatkowo istniała zamożna grupa chłopów – sołtysów, powstała po kolonizacji na prawie niemieckim. Sołtysi – potomkowie założycieli wsi (zasadźców) posiadali najlepsze grunty, a także możliwość posiadania karczmy, młyna itp. w zamian musieli stawiać się do służby wojskowej. Gdyby nie przywilej Warecki Władysława Jagiełły z 1423 zezwalający szlachcie na wykup majątków „krnąbrnych i nieużytecznych” sołtysów, z pewnością przekształciliby się oni w stan quasi-szlachecki. Wracając do stanu chłopów to również w epoce nowożytnej nie mieli się oni tak źle. Pomimo wykształcenia się dualizmu gospodarczego w Europie, gdy na wschodzie kontynentu (czyli głównie w Koronie i na Litwie) postępowała refeudalizacja, czyli ponowne przechodzenie na pańszczyznę zamiast czynszu; chłop wciąż pozostawał czymś cennym. O chłopów trzeba było dbać, żeby nie poumierali lub nie pouciekali, ponieważ to oni pracowali na życie szlachcica, nie można zarzynać swoich pracowników (znaczy, tak robiono w ZSRR i wiadomo jak to się skończyło). Podsumowując, ogólnie, jak na ówczesne warunki w średniowieczu i nowożytności chłopi mieli się całkiem nieźle (pomijając wojny, przemarsze wojsk, epidemie itp., ale rzeczy te dotyczyły ogółu społeczeństwa).<br />
Mit 2: W średniowieczu ludzie się nie myli. Ludzie w średniowieczu dbali o higienę, stosowano nawet specjalne proszki do czyszczenia jamy ustnej. Sprzyjało temu stanowisko Kościoła, który nakazywał kąpiele w odpowiednie święta. Dopiero gdy w XIII wieku nastał okres wielkich epidemii ktoś rozpuścił plotkę, że morowe powietrze (które uważano za przyczynę chorób, bakterii nie znano) wnika przez skórę, więc jeśli zatkać pory w skórze brudem to uniknie się czarnej śmierci. Oczywiście moda ta błyskawicznie rozprzestrzeniła się na całą Europę co oczywiście skutkowało zwiększeniem zachorowań. I tak w epoce nowożytnej ludzie radośnie sobie śmierdzieli. Słynny Król Słońce Francji, Ludwik XIV umył się w ciągu życia może ze trzy razy. Modę na higienę przywrócił dopiero wiek XIX.<br />
Mit 3: W średniowieczu palono czarownice. Kolejna bzdura, Święta Inkwizycja w średniowieczu nie działała jeszcze sprawnie. Jej rozkwit przyniosło dopiero ostateczne wygnanie muzułmanów z Hiszpanii oraz reformacja, kiedy to dla Kościoła pojawili się prawdziwi wrogowie. Wtedy to też w epoce nowożytnej, modne stało się donoszenie na nielubianą sąsiadkę, że rzuca uroki. Oczywiście w średniowieczu zdarzały się sytuację, że spalono kogoś na stosie, głównie dotyczyło do Żydów, mordowano również heretyków, np. Katarów, ale z pewnością dawano spokój czarownicom.<br />
Mit 4: Kiedy rycerz wyjeżdżał na wyprawę krzyżową zapinał swojej żonie pas cnoty. Musiałby chyba być sadystą i nie za bardzo małżonkę kochać. Pas cnoty składał się z skórzanych i metalowych elementów, noszenie go przez dłuższy czas powoduje otarcia, rany aż w końcu zakażenie i śmierć. Już nie mówię o załatwianiu potrzeb fizjologicznych. Jednakże urządzenie to istniało, służyło głównie dla bezpieczeństwa damy, kiedy poruszała się po niebezpiecznych, pełnych bandytów, średniowiecznych drogach i chroniło przed gwałtem.<br />
Mit 5: W średniowieczu obowiązywało prawo pierwszej nocy. Czyli pan feudalny miał prawo spędzić pierwszą noc ze świeżo poślubioną żoną swego poddanego. Kolejna bzdura, taki pan feudalny musiałby chyba bardzo nie dbać o własne życie. Dwa ostatnie mity popieram autorytetem wybitnego mediewisty profesora Idziego Panica.<br />
<div>
<br /></div>
Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7403275583670804439.post-77114095018143227412012-09-20T21:16:00.003+02:002012-09-20T21:36:16.534+02:00Co mną wstrząsnęło dzisiejszego ranka?Jak w każdy poniedziałek wybrałem się do kiosku po gazetę. Po powrocie do domu, z tej jakże dalekiej ekspedycji liczącej jakieś sto metrów z hakiem w obie strony, rozsiadłem się wygodnie i zacząłem lekturę. Już na szóstej stronie znalazłem informację, która sprawiła, że miałem szczerą ochotę rzucić tygodnikiem o ścianę (jak kiedyś latały nasze kartkówki z WoKu [pozdrowienia dla Pani Profesor]). Otóż gazeta, za Wiadomościami Jedynki, donosi, iż z powodu niżu demograficznego na Podkarpaciu stracić ma pracę 800 nauczycieli a w całej Polsce aż 7500 belfrów. Temat mój, więc się zainteresowałem. Oczywiście żurnaliści dane te otrzymali od związkowców z NSZZ „Solidarność”, organizacji, która na samą myśl o jej obecnych działaniach (abstrahując od jej sławnej przeszłości) wywołuje u mnie odruch wymiotny i całą swoją siłą woli powstrzymuję się od wypisania tu kilku epitetów, które mogły by podpadać pod kolegium. Wracając do sedna, według związkowców, państwo zbyt mało łoży na edukację i nie ogranicza liczby studentów kształcących się na nauczycieli. Słowa te są tak głupie, że aż smutne. Na początek mojej refleksji trzeba sięgnąć do istoty problemu, czyli osławionego „niżu demograficznego”. Słowa, które teraz przytoczę zasłyszałem od własnego ojca, który to usłyszał je od pewnego profesora biologii (choć je nieco sparafrazuję i dodam coś od siebie). W przyrodzie jest tak, że wszelkie stworzenia rodzą się i umierają, jeśli warunki sprzyjają rozwojowi, stworzeń jest więcej, jednak im jest ich więcej, tym gorzej dla nich, gdyż większa populacja to pogorszenie warunków (mniej pożywienie, więcej drapieżników). Gorsze warunki powodują spadek liczby stworzeń co prowadzi do polepszenia warunków (więcej żywności, mniej drapieżników) i tak w kółko. Człowiek, jako istota w miarę inteligentna, doprowadził do tego, że pozornie wyeliminował zaistnienie złych warunków egzystencji (nadwyżki żywności, rozwój medycyny, brak naturalnych drapieżników) i teoretycznie powinien stale się rozmnażać w postępie geometrycznym. Jednak świat nie znosi pustki i ludzie sami sobie wytworzyli sztucznie złe warunki. Mam na myśli, na przykład wojny. Ostatnia wojna toczona na naszym terenie, II Wojna Światowa, była niezwykle krwawa dla naszego narodu, jeśli spojrzelibyśmy na wykres demograficzny, w latach 1939-1945 zieje w nim olbrzymia dziura. Jednakże już po zakończeniu okupacji hitlerowskiej (pomimo dostania się w łapy komunistów) liczba urodzeń zaczyna gwałtownie wzrastać, zjawisko to nazywamy powojennym wyżem demograficznym. Od tej pory liczba urodzeń w Polsce tworzyła wykres sinusoidalny, pokolenie „wojenne” było nieliczne, więc miało niewiele potomstwa, z kolei pokolenie „powojenne” było liczne i miało wiele dzieci. I tak zaczęły się te dwa pokolenia przeplatać. Obecny „niż” jest spowodowany wciąż jeszcze nieustabilizowanymi w demografii echami wojny. Jednak, nie będzie trwał on w nieskończoność. Poprawiające się stale warunki rozwoju i brak wojen będzie powodował powolne wyrównywanie się demografii i regularny wzrost. Czytałem kiedyś wywiad z pewnym profesorem demografii, który już zapowiadał nadchodzący wyż. Jednakże dziennikarze uczepili się niżu demograficznego i wałkują go od lat. Oczywiście faktem jest, że w szkołach jest mniej uczniów, dotyczy to głównie wsi, z których ludzie wyjeżdżają do miast (głównie Królestwa Wielkiej Brytanii) co jest naturalnym procesem urbanizacyjnym. Mniej uczniów to korzyść dla szkoły, która może tworzyć mniej liczne oddziały, w których poprawia się jakość nauczania. Jest to o wiele korzystniejsze niż zwalnianie nauczycieli, którym należą się jeszcze świadczenia finansowe. Osobiście odbywając praktyki niżu nie zaobserwowałem, raczej inne problemy, ale to temat na inny raz. Teraz pora rozprawić się z argumentacją związkowców. Otóż głównym ich celem jest walczenie o podwyżki płac, bez opamiętania, podwyżki to główny cel ich egzystencji, innego się nie dopatruję. Dlatego twierdzą, że rząd zbyt mało łoży na edukację, może myślą, że jeśli nauczyciele będą więcej zarabiać to będą płodzić więcej dzieci? Otóż tym ludziom jak dotąd nikt nie uświadomił, że podniesienie płac natychmiast skutkuje wzrostem cen, zjawisko to nazywamy inflacją i jest ono, krótko mówiąc, złe. Dodatkowo, większe nakłady na oświatę spowoduje wzrost, i tak już za wysokich, podatków, a to jest zjawisko fatalne. Szkoły mają pieniądze, pożytkują je na zakup ogromnych ilości (nieraz niepotrzebnego) sprzętu elektronicznego (tu apel do dyrektorów: jak myślicie, co Wasi uczniowie robią poza szkołą? Siedzą przed komputerami! Dajcie im odpocząć od nich w szkole). Co do regulacji studentów to już kompletny absurd. Primo: sam jestem absolwentem kierunku pedagogicznego, żaden urzędnik nie zabronił mi wybrać kierunku, który chciałem studiować (gdyby spróbował, to chyba by dostał w zęby). Ja, moje koleżanki i koledzy z roku, wszyscy inni studenci przedmiotów o specjalności nauczycielskiej jesteśmy wolnymi ludźmi, studiujemy co nam się podoba i bierzemy na siebie całą odpowiedzialność za znalezienie później pracy. Ja przynajmniej nie mam zamiaru skamleć na bezrobociu: „dlaczego państwo nie powstrzymało mnie przed studiowaniem tego kierunku?!” Secundo: uczelnie wyższe mają autonomię, mogą przyjmować tylu kandydatów ile im się podoba i żaden Solidarnościowiec nie ma prawa tego zmienić. Liczba studentów i absolwentów powinna być regulowana przez egzaminatorów, nie urzędników, lub co gorsza związkowców. Taki przykład: mój rok był eksperymentem. Dziekan przyjął na studia dzienne prawie wszystkich, którzy się zgłosili (jakieś 400 osób) – z czego połowa w ogóle nie podjęła studiów (poszli głównie na prawo, na które dostali się równolegle), kolejne 40% odpadło po pierwszym semestrze (na cóż, egzamin z pradziejów ziem polskich jest dość trudny). Ostatecznie do obrony licencjata zostało nas około 80 z czego około 30 osób na specjalności nauczycielskiej. Ilu ma zamiar pisać pracę magisterską zobaczę po wakacjach. Mam nadzieję, że tym pierwszym, ambitniejszym tekstem Was nie zanudziłem na śmierć. Pozdrawiam czytających!Markohttp://www.blogger.com/profile/02627918125008948335noreply@blogger.com0