niedziela, 17 lutego 2013

Upadek Europy Zachodniej?


Uwaga! Poniższa notka jest skrajnie nietolerancyjna, tendencyjna i operująca stereotypami, jeżeli ktoś poczuje się obrażony jej treścią, autor ostrzega i nie ponosi za to odpowiedzialności.

Zastanawialiście się państwo kiedyś, co przyczyni się do upadku cywilizacji Europy Zachodniej? Ostatnio coraz częściej dochodzę do wniosku, że znam odpowiedź na to pytanie. Otóż do upadku Zachodu walnie przyczyni się tolerancja i poprawność polityczna. Mówię to jako osoba dość tolerancyjna, choć może raczej niepoprawna politycznie. Dzisiejsza notka będzie dość ostra w swej treści, więc na wstępie przedstawię swój pogląd na tolerancję względem mniejszości. Osobiście, jak już wspomniałem jestem tolerancyjny, oczywiście z pewnymi zastrzeżeniami, jak na prawicowca przystało. Nie przeszkadzają mi mniejszości etniczne w Polsce, ponieważ jest ich tu niezwykle mało i nie są dostrzegalni; darzę olbrzymim szacunkiem Żydów, o czym już pisałem; natomiast jeśli chodzi o mniejszości seksualne, to nie obchodzą mnie dopóki nie afiszują się ze swoją seksualnością na paradach itp. Naprawdę, nie przeszkadza mi dwóch mężczyzn trzymających się za ręce, ale już ostentacyjne przyznawanie się do homoseksualizmu i robienie na tym kariery w show-biznesie lub polityce już mnie odstręcza. Jednak nie o tym chciałem pisać, to temat na osobną notkę. Pomimo swojej tolerancji z coraz większym niepokojem śledzę doniesienia o narastającym rozbestwieniu się w Europie Zachodniej muzułmanów. Nie ulega wątpliwości, że mieszkańcy Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu w swej masie, stoją na niższym poziomie cywilizacyjnym niż Europejczycy z Zachodu; proszę mnie źle nie zrozumieć, rozumiem te słowa jako historyk, muzułmanie przypominają mi XIX-wiecznych Europejczyków. Są agresywni w tłumie oraz szalenie bogobojni, to daje im znaczną przewagę nad laicyzującą się Europą, posiadają wiele dzieci, więc ich przyrost naturalny jest znacznie większy niż u Europejczyków. Ich kultura znacząco różni się od naszej; nie dotarła do nich XX-wieczna rewolucja seksualna, i zeświecczenie społeczeństw. Do tego dochodzi islam jako religia zawierająca w sobie elementy niezrozumiałe dla chrześcijan, na przykład w przypadku podejścia do kobiet; zawierająca także szalenie niebezpieczną doktrynę o świętej wojnie, uczeni muzułmańscy mogą twierdzić, że jest to przenośnia, jednak większość odnosi się do tego fragmentu Koranu dosłownie. Jeśli skonfrontuje się muzułmanów ze współczesnymi Europejczykami, odchodzącymi od religii, nastawionymi na karierę zawodową, posiadającymi niewiele dzieci i, co najgorsze, tolerancyjnymi to ośmielam się stwierdzić, że muzułmanie nakryją nas czapkami.
Dlaczego tak jest, otóż wpuszczając do naszych krajów element obcy kulturowo, pozwalając mu budować swoje świątynie, kultywować swoją kulturę i język kopiemy sobie grób. Muzułmanie wcale nie są tolerancyjni, dla nich chrześcijanie to niewierni, których trzeba nawrócić na islam, gdyż jesteśmy w połowie drogi do piekła. Za kilkadziesiąt, kilkanaście lat muzułmanie mogą przejąć władzę w Europie, a wtedy wszyscy będziemy musieli modlić się do Allaha, Europejki będą musiały nosić czadory, nasze dzieci w szkołach będą wkuwały na pamięć wersety Koranu, a tolerancyjni homoseksualiści zostaną w najlepszym wypadku pozamykani do więzień. Co więc powinniśmy zrobić? Zasymilować lub deportować! Premier Australii już teraz ogłosił, że mieszkający na wyspie muzułmanie, jeśli się nie nauczą się języka angielskiego i nie będą przestrzegać australijskiego prawa, zostaną deportowani; czyli jednak można w dzisiejszym cywilizowanym świecie rządzić twardą ręką. Europa od wieków broniła się przed islamem, musimy sprawić muzułmanom kolejne Poitiers, Lepanto lub Wiedeń. Czy muzułmanie są winni temu stanowi rzeczy? Oczywiście nie! Winni są tylko i wyłącznie Europejczycy. Nie dziwię się muzułmanom, że prowadzą swoją ekspansję w kierunku tak bogatego i podatnego gruntu jakim jest Europa, zwłaszcza, że Europejczycy sami ich zapraszają. Poniżej publikują dwa filmy, które są dobrą ilustracją i potwierdzeniem moich słówm


niedziela, 3 lutego 2013

Stosunki polsko-rosyjskie i katastrofa smolenska


Dzisiejsza notka, ponownie, w dwóch częściach. Zajmę się dziś stosunkami polsko-rosyjskimi; tak więc, część pierwszą poświęcę na na krótki, szkolny kurs stosunków z naszym wschodnim sąsiadem na przestrzeni dziejów, a w drugiej części przedstawię swój punkt widzenia na wydarzenie najbardziej obecnie zajmujące w tych stosunkach – katastrofę smoleńską.
Nie ulega wątpliwość, że z Rusinami, Rosjanami i bolszewikami biliśmy się w naszej historii często. Można nawet ostrożnie założyć, że ze wschodnim sąsiadem toczyliśmy wojny najczęściej spośród wszystkich. Od czasów Bolesława Chrobrego i jego wypraw na Kijów, jak również, jego wielkiego naśladowcy Bolesława Szczodrego vel Śmiałego aż do czasów rozbicia dzielnicowego. Wyprawy te wpisywały się w ogólny trend wypraw wojennych groźnych Bolesławów epoki wczesnopiastowskiej. Ruś Kijowska nie była wcale głównym celem wypraw Piastów, lepsze były Czechy, bo bogatsze, a łatwiejsze do złupienia niż, np. Rzesza, częste były również krótkotrwałe sojusze i mariaże, w dwóch słowach: normalna dyplomacja. W okresie rozbicia dzielnicowego nasze stosunki z sąsiadami były skomplikowane, a biorąc pod uwagę fakt, że Ruś również była podzielona to opisywanie tutaj kontaktów wszystkich książąt Piastowskich ze wszystkimi książętami ruskimi zajęłoby zbyt wiele miejsca. Faktem jest natomiast, że kiedy Królestwo Polskie podnosiło się z upadku Wschód wciąż był rozbity i w dodatku przytłamszony tatarskim jarzmem. Był to łatwy i smakowity kąsek dla Korony Kazimierza Wielkiego, który rekompensując sobie utracone przez ojca Pomorze Gdańskie podbił Ruś Halicką i Włodzimierską, których losy były zmienne w szalonych czasach Andegawenów a ostatecznie przyłączyła do naszego państwa król Jadwiga. Poza tym skrawkiem, w późnym średniowieczu stosunki polsko-rosyjskie nie istniały, rolę naszego wschodniego sąsiada spełniało Wielkie Księstwo Litewskie. Dopiero kolejne układy i unie z Litwą ponownie przeorientowały nas na, dalszy już w tym momencie, wschód. Oto daleko na północ i wschód od Kijowa szybko rozwijała się mała osada założona jako forpoczta księstwa Suzdalskiego – Moskwa. Księstwo Moskiewskie w epoce nowożytnej zrobiło oszałamiającą karierę. Rządzone przez mających silną władzę kniaziów szybko wchłonęło i pokonało sąsiednie księstwa ruskie włącznie w potężną i bogatą Republiką Nowogrodzką. Moskwa zaczęła zagrażać Litwie. Gdyby nie unia z Koroną, kolos na glinianych nogach, jakim była Litwa, pewnie szybko zostałby pokonany przez agresywne ksiąstewko. We wczesnej epoce nowożytnej w Rzeczposoplitej panowało przekonanie, że wrogowie północni, czyli Moskwa i Szwecja są na tyle słabi, że Litwa powinna dać sobie z nimi radę sama, Korona natomiast musi bronić kraj przed Tatarami i Turkami z południa. Jednak Polacy musieli wielokrotnie pomagać Litwinom z ich przeciwnikami. Moskwa, która dążyła do zagarnięcia wszystkich ziem ruskich traktowała Litwę jako swojego naturalnego wroga, do tego doszły jeszcze próby dojścia do Bałtyku. Kolejna wielka wojna stoczona została za czasów Stefana Batorego. Udało nam się zdobyć moskiewskie twierdze Połock i Wielkie Łuki odcinając tym samym Iwana Groźnego od Inflant.
Za czasów naszego następnego króla, Zygmunta III to my z kolei wyrządziliśmy Rosjanom wielką krzywdę – dymitriady i Wielką Smutę. Nasze wojska pokonały Rosjan w świetnej bitwie pod Kłuszynem, zajęliśmy Moskwę, osadziliśmy na tronie przychylnego nam cara i plądrowaliśmy kraj, w dodatku zrobiliśmy to dwukrotnie! Rosjanie mają o co mieć do nas żal. Niestety, albo na szczęście, nasza szansa została zmarnowana, Władysław Waza nie został carem. Za to już jako król poprowadził kolejną wyprawę na wschód i odzyskał Smoleńsk. Za panowania jego brata Rosjanie ruszyli do kontrataku. Wyprawa cara Aleksego zalała Litwę aż po Wilno, na szczęście (sic!) chwilę później zalali nas również Szwedzi i przestraszony Aleksy stracił impet. Kiedy Szwedów już wygoniliśmy pozbycie się Hiperborejczyków było już tylko kwestią czasu (doskonałe zwycięstwo pod Cudnowem). Jednakże utraciliśmy część wschodnich terenów. Z powodu kozaków, straciliśmy pół Ukrainy z Kijowem (kozacy przejechali się na tym jak Zabłocki na mydle, gdyż o ile w Rz-plitej mieli jeszcze jakieś swobody to w rządzonej nieomal despotycznie Rosji zostali szybko stłamszeni). Oderwano od nas również ostatecznie ziemie Smoleńską, Siewierską i Czernichowską. W XVIII w. Nastąpiło ogólne rozprzężenie naszego państwa, o ile jeszcze za Augusta Mocnego układaliśmy się z Piotrem I przeciw Szwecji (obaj panowie ponoć mocno się upili podczas rozmów) co skończyło się splądrowaniem neutralnej Rzeczpospolitej w Wielkiej Wojnie Północnej; o tyle dalsze czasy saskie to już tylko powolna degrengolada państwa i wzrost potęgi Rosji. No i stało się, w czasach Stanisławowskich byliśmy już tylko marionetką potężnego wschodniego sąsiada, a jak marionetka zepsuła się do reszty to rozebrano ją na części i przerobiono na surowce wtórne – Królestwo Polskie, Wielkie Księstwo Poznańskie i Królestwo Galicji i Lodomerii. Oczywiście wcześniej mieliśmy kilka ostatnich podrygów – najpierw wojna w obronie Konstytucji, powstanie Kościuszkowskie, później wyprawa na Moskwę wraz z Napoleonem (swoją drogą, byliśmy w Moskwie w 1612 i 1812; szansa na powtórzenie tego trendu w 2012 roku jednak minęła), jednak ostatecznie wszystko to zakończyło się porażką. Tak się stało, że największa część Polski stała się Rosją. Romantyczne powstania przynosiły już mniej romantyczne klęski. W końcu Wielka Wojna, o którą modlił się Mickiewicz, w której Polak niemiecki strzelał do Polaka rosyjskiego i upragniona niepodległość i znów wojna, w której znów pokazaliśmy nasz dawny pazur i ponownie udowodniliśmy, że Polacy jednaj potrafią zwyciężać. Rok 1920 był bez wątpienia zbawienny nie tylko dla Polski, ale dla całej Europy. A później kolejne 20 lat przygotowań do wojny z Moskwą, którą II RP traktowała jako swego głównego wroga, lecz w tym wypadku zagrożenie było realne. I nastał rok 1939 przynosząc wojnę, do której nie byliśmy przygotowani spotęgowaną dodatkowym ciosem w plecy od bolszewików. I po raz kolejny stało się, że część Polski stało się Rosją. Po horrorze hitlerowskim przetoczyła się przez nasz kraj niszczycielska maszyna Armii Czerwonej pozostawiając po sobie już tylko czerwień. I stało się, że po raz trzeci, już cała Polska stała się Rosją, tylko trochę subtelniej. Staliśmy się zabawnym barakiem i przyjęliśmy najgłupszy ustrój świata właśnie dzięki naszemu wschodniemu sąsiadowi. Przez pół wieku byliśmy zależni i degenerowani. Ale ludzie są istotami rozumnymi, które wciąż podświadomie dążą do szczęścia, którego nie da się osiągnąć w państwie realnego socjalizmu, zwłaszcza na wzór radziecki. W końcu obaliliśmy komunę i uniezależniliśmy się od Rosji, która też stała się inną Rosją, może nie idealną, ale jednak inną. Ale coś w nas po tym tysiącu lat wzajemnych wojen i robienia sobie świństw pozostało i będą potrzebne dziesięciolecia by to naprawić.

Katastrofa smoleńska to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń w historii polski ostatniej dekady. Bystrzejsi czytelnicy już w poprzednim zdaniu mogli odnaleźć jasny dowód na moje stanowisko w sprawie tego wydarzenia. Celowo napisałem „katastrofa”, gdyż jest rzeczą oczywistą, że rozbicie się pod Smoleńskiem prezydenckiego samolotu było wypadkiem spowodowanym błędem polskich pilotów, niesprzyjającą aurą i możliwe, że również zaniedbaniami ze strony naziemnej kontroli lotu. Nie było żadnego zamachu i każdy kto twierdzi inaczej, albo stara się ugrać na tym jakiś polityczny interes, albo cechuje się nad wyraz ograniczonym umysłem. Postaram się poprzeć moją śmiałą tezę jako historyk. Historia nie jest bowiem tylko zbiorem faktów, dat i nazwisk z przeszłości, to również, a może przede wszystkim wyciąganie wniosków i krytyczna ocena wydarzeń pod kątem przyczyn i skutków. I właśnie o tych ostatnich chciałem napisać. Zakładając, że Rosjanie mieli jakiś cel w zlikwidowaniu Lecha Kaczyńskiego, swoją drogą polityka miernego, nieprzystosowanego do realnej polityki, kierującego się sentymentami i własnymi uprzedzeniami. Jakie kroki podjęli po jego śmierci w stosunkach dyplomatycznych z Polską? Żadne! Bardziej przemawiająca jest śmierć wysokiej rangi oficerów Wojska Polskiego, była to strata dużo bardziej niebezpieczna niż śmierć prezydenta, który w Polsce nie posiada zbyt wielkiej władzy i jego nagłe zniknięcie nie powoduje paraliżu państwa. Wracając do generałów, na krótko po 10 kwietnia w mediach zaczęła krążyć plotka o przepowiedni Nostradamusa, jakoby ów średniowieczny wizjoner przewidział smoleńską katastrofę, przepowiednia składała się z dwóch części, pierwsza zawierała opis katastrofy samolotu, druga natomiast była wizją napaści naszego wschodniego sąsiada. Przepowiednia była zmyślona, ale jasno obrazuje mentalność Polaków, wciąż obawiamy się wojny z Rosją. Co udowodniłem, w pierwszej części tego tekstu. Od 10 kwietnia 2010 roku minęły ponad dwa lata; gdzie są rosyjskie czołgi i samoloty? Dlaczego Rosjanie nie wykorzystali znakomitej okazji? Dlaczego diabeł wcielony Władimir Putin czule obejmował premiera Tuska zamiast strzelić mu w tył głowy jak na byłego oficera KGB przystało? Czemu Rosjanie nie skonsumowali owoców udanego „zamachu” i nie wkroczyli do osłabionej i pogrążonej w żałobie Polski? Odpowiedź na to pytanie jest jasna, Rosja nie musi podbijać Polski, ma dość własnego terytorium. Choć w obecnych czasach wojen nie toczy się już o terytoria tylko o surowce naturalne, których nie mamy. Nie było i nie będzie nowej wojny polsko-rosyjskiej. Tak samo jak nie było żadnego „zamachu” na samolot w Smoleńsku. Rząd premiera Tuska również nie mógł przygotować owego zamachu. Kandydat PO w wyborach prezydenckich miał pewne szanse w sondażach a śmierć Kaczyńskiego tylko wzbudziła w ludziach współczucie i sympatię dla jego brata, stąd tak wysoki wynik Jarosława Kaczyńskiego w ostatnich wyborach.
Podsumowując, katastrofa Smoleńska była tylko nieszczęśliwym wypadkiem, nie miała żadnych politycznych przyczyn, nie przyniosła również żadnych konsekwencji, a w historii bardzo niewiele rzeczy planuje się bez sensu.