czwartek, 20 września 2012

Góry


Ostatni tydzień spędziłem w Beskidach. Odcięty od Internetu, o telewizji (której nie oglądam nawet w domu) nie wspominając, ba nawet od prasy. Przechadzając się po lesie zastanowiłem się czy nie wybrać się do miasta po gazetę (czasem człowiek nie potrafi się odzwyczaić od nawyków), jednak przypomniał mi się pewien dowcip, który zniechęcił mnie do tego zamiaru. Kawał zacytuję z pamięci:
Lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku, czasy słusznie minione. Na egzamin z nauk politycznych wchodzi student. Profesor zadaje pierwsze pytanie: proszę mi powiedzieć coś na temat Józefa Cyrankiewicza. Studentowi strach przeszedł po twarzy, nie odzywa się. Profesor zdziwiony, próbuje czegoś łatwiejszego: to niech pan powie coś o Bolesławie Bierucie. Student ponownie milczy. Profesor daje mu ostatnią szansę: nic pan nie wie? To niech pan powie przynajmniej coś o Stalinie, tego już pan musisz znać. Student, przepraszająco: przykro mi, nie znam. Profesor zszokowany. Nikogo pan nie zna?! Skąd pan się w ogóle urwał? Skąd pan pochodzi? Z Bieszczad – odpowiada student. Profesor posłał żaka w diabły, po czym odwraca się zamyślony do okna i szepce do siebie: a może by tak w Bieszczady?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz